Nie należę już do najmłodszego pokolenia (pewnie podobnie, jak większość kosztorysantów), stąd do wszelkiego rodzaju nowinek podchodzę bardzo ostrożnie, niczym wilk do jeża. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że od nowości nie da się uciec, o ile chce się nadążyć za pędzącym światem, jednak zawsze występuje jakieś „ale”. Czy aby owa nowość przyjmie się, czy może szybko odejdzie w zapomnienie i czy warto poświęcać jej swój drogocenny czas (bo coraz mniej go zostało)? O tym, czy mieliśmy nosa do nowości, dowiemy się oczywiście po pewnym czasie.

 

Można powiedzieć, że „zrobiłem” w swoim życiu ładnych parę tysięcy kosztorysów i pamiętam czasy ręcznego ich sporządzania (czy ktoś jeszcze tak kosztorysuje?). Świat poszedł jednak do przodu, pojawiły się komputery, a wraz z nimi programy, które miały ułatwić i przyspieszyć - nie ma co ukrywać - żmudną pracę kosztorysanta. Miały, i trzeba uczciwie przyznać, że obecnie zadanie to spełniają. Gdzieś jeszcze na półce żółkną papierowe wydania Katalogów Nakładów Rzeczowych, podstawą stała się jednak baza elektroniczna w programie kosztorysowym. Łatwość wyszukiwania pozycji, sporządzanie wariantów, wreszcie wycena i elegancki wydruk towarzyszą nam już dość długo. Coraz trudniej jest zaskoczyć nas jakąś nową funkcją w programie kosztorysowym, czy też całkiem nowym programem, który jeszcze bardziej ułatwiłby pracę kosztorysantowi. Nie tak dawno wielką zmorą była konieczność ręcznego przepisywania kosztorysu otrzymanego w formacie PDF. „Klepanie” pozycji, które ktoś już raz zrobił, wymagało nie tylko dużo czasu, ale generowało też sporą możliwość popełnienia jakiegoś błędu i było po prostu frustrujące. Ale to, można by rzec, już historia. Cieszę się, że pracuję na programie kosztorysowym Norma, ponieważ odkąd mamy możliwość wczytania do programu plików PDF, gros ręcznej pracy odpada i można wreszcie skupić się na dokumentacji oraz samej wycenie. Oczywiście to jedna z wielu ciekawych funkcji do wykorzystania.

Mogłoby się wydawać, że coraz trudniej wprowadzić na rynek jakiś hit, który w znaczący sposób wspomógłby pracę kosztorysanta. Stąd, z dużym zaciekawieniem przyjrzałem się nowemu programowi, który w wersji testowej dostarczono w pierwszym tegorocznym wydaniu Buduj z Głową. Czy „Miara PRO”, o której będzie poniżej, stanie się hitem kosztorysowania?

 

Najpierw należy zastanowić się, w jaki sposób do tej pory radziliśmy sobie z przedmiarami/obmiarami. Jeszcze parę lat temu podstawowym nośnikiem informacji o przedmiarze był papier – najczęściej dostarczony przez projektanta projekt architektoniczny lub wykonawczy. Wówczas chwytaliśmy za skalówkę i… wszyscy doskonale wiemy.

Obecnie, czy to ze względów oszczędnościowych, czy też czasowych, projekt otrzymujemy najczęściej w pliku elektronicznym. Muszę przyznać, że osobiście wciąż wolę papier i zawsze staram się wymusić na projektantach dokumentację tradycyjną. Oczywiście projekt musi być dostarczony w odpowiedniej skali, gdyż czasy sokolego wzroku minęły bezpowrotnie, a ślęczenie z lupą nad projektem nie należy do przyjemności. Ci, którzy współpracują ze mną na stałe, wiedzą o tym i nie buntują się już na moje, złośliwi powiedzieliby, zachcianki. Bezsprzeczną zaletą sporządzania przedmiarów na podstawie dokumentacji papierowej jest możliwość ogarnięcia wzrokowo o wiele większej części projektu aniżeli na ekranie monitora. Pozwala to na szybsze wychwycenie jakiegoś błędu i nieraz uratowało głowę (finanse) projektanta i moje. Z drugiej zaś strony zdaję sobie sprawę, że koszt druku jest duży, a projektanci (i nie tylko zresztą oni) oszczędzają, jak tylko się da (czasem/często w niewłaściwym miejscu).

 

To przedmiary, a co z obmiarami? Cóż, wizja lokalna: „calówka” w ręce (ci nowocześniejsi wyciągają elektroniczne urządzenia do mierzenia odległości), kartka i spisujemy wymiar po wymiarze. Czasem trzeba spędzić dobrych parę godzin, aby dokładnie wszystko pomierzyć. Ach - gdyby tak zrobić kilka, kilkanaście zdjęć na budowie, wrócić spokojnie do domu, mały relaks i „zrobić” obmiar na podstawie wcześniej zrobionych zdjęć… Niemożliwe? Jak zapewniają autorzy programu Miara PRO:

„zapomnij o tradycyjnym przedmiarowaniu. Już wkrótce zamienisz linijkę na nowoczesne narzędzie do sporządzania przedmiarów na podstawie projektów CAD oraz fotografii. Twoja praca będzie łatwiejsza i przyjemniejsza, a Twoi koledzy będą Ci zazdrościć”.

Ile w tym zdaniu prawdy? Poniżej podzielę się moimi spostrzeżeniami.

 

Sama instalacja nie sprawia żadnych problemów, jest typowa i znana z programów windowsowych. Interfejs zbliżony do tego, do którego przyzwyczaił nas pakiet najnowszych wersji Office, więc niektórzy go kochają, inni nienawidzą. Jak dla mnie nieprzeładowany, ikonki duże, zrozumiałe, a ich użycie/zastosowanie nie budzi wątpliwości.

 

Od czego zaczynamy? Też jasno określone – „Nowy”. Mamy cztery możliwości - praca z plikiem przedmiaru/kosztorysu, - tworzenie własnego przedmiaru, - praca z obiektami przedmiarowymi oraz wiersze przedmiarowe przekazywane bezpośrednio do programu Norma. Przy każdej ikonce wyboru, co cieszy, –szczegółowy opis – od razu wiesz, czego możesz się spodziewać. Dobre wrażenie robi otwartość programu na różne źródła informacji. Projektanci mogą dostarczyć nam projekt w formacie DWG, DXF lub RYS. Możemy wczytać kosztorys/przedmiar w dowolnym formacie obsługiwanym przez programy serii Norma. Co też ważne – i my możemy zapisać przedmiar w różnych formatach i to nie tylko tych ze stajni „Athenasoftu”.

 

Z racji pracy na Normie PRO popróbowałem „Miary PRO” w trybie bezpośredniego przekazywania przedmiaru do programu kosztorysowego. Do prób wykorzystałem sporządzony kiedyś kosztorys oraz dostarczony przez projektantów plik DWG. Po skalibrowaniu (koniecznie, jeżeli wstawiany projekt CAD nie ma podanej jednostki miary) wczytanego projektu (mamy do dyspozycji różne jednostki miary) możemy przystąpić do pracy, która generalnie rzecz ujmując, sprowadza się do połączenia dwóch punktów na projekcie. Odległość między zaznaczonymi punktami przenoszona jest do wiersza przedmiarowego programu, następnie możemy zaznaczyć kolejne dwa punkty itd. Poza przedmiarem „otrzymywanym” za pomocą linii, mamy do dyspozycji wielolinię, prostokąt, wielokąt, a także narzędzie do pobierania wartości z tekstów umieszczonych w projekcie CAD. Gdy już połączymy wszystko co nas interesuje, naciskamy „Wyślij wiersz”, a wynik automatycznie przechodzi do Normy. Następnie w Normie przechodzimy do kolejnej pozycji, której opis automatycznie pokaże się w „Miarze”, i mierzymy, mierzymy… Proste, intuicyjne, a przy tym, co bardzo ważne, program daje nam również informację (w postaci koloru), o tym co już pomierzyliśmy, więc nie pominiemy żadnego fragmentu projektu. W takim przypadku program sprawdził się znakomicie.

Znalazłem jeszcze jedno ciekawe zastosowanie kolorowych linii. Zaznaczyłem nimi fragmenty, które budziły u mnie pewne wątpliwości co do ich poprawności. Plik z takim zaznaczeniem mogę wysłać do projektanta i już za chwilę obaj wiemy dokładnie, o którym obiekcie rozmawiamy przez telefon. Przydały mi się również warstwy i te utworzone przeze mnie i te CAD-owskie zapisane w projekcie. Ich zastosowanie ułatwia poruszanie się po dokumentacji i nie „zamazuje” obrazu.

Autorzy programu nie zapomnieli również o filtrach obiektów – brawo! Póki co jestem zadowolony.

 

A co ze zdjęciami i obmiarami sporządzanymi na ich podstawie? Program daje możliwość wczytania zdjęć z najpopularniejszych formatów graficznych (jak aparat cyfrowy to oczywiście JPG, jeżeli w aparacie ustawiliśmy zapis w RAW-ie konieczna będzie wcześniejsza konwersja). Gdy już wybierzemy zdjęcie i pojawi się ono na ekranie, możemy przystąpić do zdejmowania z niego wymiarów. I tutaj po raz kolejny bezwzględnie musimy zacząć od kalibracji. Muszę szczerze przyznać, że ze zdjęciem poszło mi już gorzej. Wymiary, które otrzymałem, niestety nie były zgodne z rzeczywistymi wcześniej „ręcznie” pomierzonymi. Po kilkukrotnych próbach udało się otrzymać prawidłowe wartości. Okazało się, że problem tkwił w złej kalibracji zdjęcia.

 

Podsumowując, mogę śmiało stwierdzić, że w programie drzemią olbrzymie możliwości. Jak w przypadku każdego nowego produktu, trzeba się go oczywiście nauczyć, by nie popełniać błędów. Najważniejszą wydaje się być kwestia poprawnej kalibracji wczytywanych projektów i zdjęć, bez której lepiej nie zasiadać do dalszej pracy. Z pewnością pomoże nam w tym inwestycja w większy monitor (24” lub więcej), ponieważ przy małym np. laptopowym będziemy mieli sporo trudności z ergonomią pracy. Z pewnością znakomicie odnajdą się w programie osoby, które wcześniej miały do czynienia z programami do projektowania, ale spokojnie – także pozostałym obsługa nie nastręczy problemów. Musimy jednak zawsze mieć na uwadze, że program chociażby nie wiadomo jak był dobry, nie będzie myślał za nas. Nie zapominajmy więc, siadając do niego, o zasadach przedmiarowania, tych które dobrze znamy z Katalogów Nakładów Rzeczowych, a jeżeli niestety nie znamy, nie pamiętamy – to źle sporządzone przedmiary prowadzą do opłakanych skutków. Straty finansowe, moralne – możemy mieć tylko pretensje do siebie.

 

Kończąc optymistycznie - kolejny krok w kierunku ułatwienia pracy kosztorysantom został wykonany. I znów okazało się, że nie taki diabeł (nowinka) straszny, jak go malują…