W ostatnich dniach października odbyła się doroczna, już XI-ta, Konferencja Częstochowska, pod raczej takim troszeczkę sztampowym tytułem: "Rola kosztorysu ofertowego w realizacji budowlanego procesu inwestycyjnego". No, bo "rola" zachęca do kpiarskiego kojarzenia programu konferencji z rolnictwem, co jednak jako dowcip na szczęście już się wyświechtało. Konferencję poprzedziło doroczne Walne Zgromadzenie Delegatów i Członków Stowarzyszenia Kosztorysantów Budowlanych. Ponieważ to zgromadzenie także ściśle się wiąże z kosztorysowaniem, a więc i z tematyką konferencji, bo jakżeby inaczej, dlatego na początku zamieszczam dwa słowa o tym zebraniu.
Jak zwykle, na tego rodzaju zebraniach, niektórzy z uczestników byli najbardziej zainteresowani rangą tej naszej specjalności, a ściślej jej miejscem w procesie inwestycyjnym i oczywiście podnoszeniem oraz wzmacnianiem tej rangi. Padały przeróżne pytania, a do szczególnych można zaliczyć oczekiwanie na precyzyjną odpowiedź: o ile ta ranga wzrosła od ostatniego zebrania.
Niestety, a może na szczęście, nikt z grona członków zarządu nie był w stanie udzielić precyzyjnej odpowiedzi. No bo jak tu wyskalować wzrost rangi, kiedy na jej wysokość mają wyłącznie wpływ kosztorysanci z zadającym to pytanie włącznie.
Pragnąc rzecz, mam nadzieję, ku zadowoleniu pytającego wyjaśnić, musiałbym zapisać kilkanaście stron powszechnie znanymi truizmami, z których wyniknęłoby niezbicie, że jak ktoś nie bija żony i pije umiarkowanie to jest porządnym człowiekiem, a jak jeszcze nie pali - to może uchodzić za wzorzec porównywany z tym sewrskim spod Paryża. Dobrze jest także przyzwoicie i terminowo sporządzać kosztorysy, nie przesadzać w honorariach i co tam jeszcze? Krótko mówiąc, każdy z nas zapracowuje sobie na własną rangę i to zjawisko występuje podobno w każdym zawodzie. Natomiast oczekiwań na rangę, płynącą z tak zwanej „mocy prawa” nie polecam. Wystarczy poobserwować polityków. A ranga kosztorysowania, to chyba rośnie. O ile? A diabli wiedzą o ile. Ja na przykład nie narzekam.
Pozostając jeszcze troszeczkę przy tematyce zebrania, - to podjęliśmy uchwałę o zmianie kształtu pieczątki rzeczoznawcy kosztorysowego. Jest to ważne postanowienie, bowiem w naszej krainie człek bez pieczątki niewiele jest wart, dlatego pieczęć powinna mieć kształt i kolor budzący respekt u oglądacza opieczętowanych wyrobów; więc i przyjęty projekt, mam nadzieję, podniesie oczekiwaną rangę. O ile, tego w dalszym ciągu nie wiem! Oczywiście drżę ze zgrozy, bojąc się że na produktach niektórych „wysoką rangę” będzie miała wyłącznie pieczęć. A są niestety takie przypadki, bo niektórzy szanowni koledzy, że tak powiem, zatrzymali się troszeczkę w rozwoju. Niestety, nie znaleziono w dyskusji skutecznego sposobu, zachęcającego tych zatrzymanych, do postępu w rozwoju swych umiejętności! Nadzieja w rynku, który skutecznie eliminuje nie tylko wyroby o niskiej randze, ale także i autorów![1]
Sporo czasu zajęła także dyskusja na temat: kosztorysant, a kto to taki? Jakie powinien mieć kwalifikacje?
Jako odpowiedź, na tak postawione pytanie, polecam przepisy personalne rodem jeszcze z peerelu.
Nie były najgorsze!
W czasie konferencji, która się rozpoczęła zaraz po zebraniu, wysłuchaliśmy 6-ciu referatów. Rozpoczął pan prof. Andrzej Borowicz, który jak zwykle podzielił się z nami wynikami swoich bardzo ciekawych badań. Zwrócił uwagę na postępującą dynamikę w ilości realizowanych robót budowlanych w zamówieniach publicznych. Bo (na przykład) realizacje I półrocza bieżącego roku świadczą dowodnie, że przyrost tylko do roku poprzedniego ma szansę osiągnąć aż 54%!! Niestety, dalsza część referatu pisanego przez autora latem, a opisująca zmiany dokonane w ustawie "Prawo zamówień publicznych" (obowiązujące od dnia 25 maja 2006 r.) okazała się nieaktualna, bowiem prawodawcy wyprzedzili szanownego referenta dokonując kolejnych zmian, w czasie kiedy referat pana profesora poszedł już do druku. To jest tempo. Nawet profesor nie jest w stanie dogonić prześwietnych polityków!
Czy nie za często te zmiany, o panowie politycy? Kultura prawna nam opada.
Na szczęście, uczestniczący w konferencji Prezes Urzędu Zamówień Publicznych pan Tomasz Czajkowski, Szanowny Gość naszego zgromadzenia opisał dokonane zmiany w ustawie pzp. Obecność pana Prezesa jest dowodem świadczącym o nienajgorszej randze naszego zawodu, zwłaszcza że pan Prezes, a także pan dyr. Andrzej Warwas (z właściwego dla branży resortu budownictwa) od lat są uczestnikami naszych konferencji. A tak przy okazji wypada napisać, że w nowo powołanym Ministerstwie Budownictwa naszymi, kosztorysowymi problemami zajmuje się teraz: Departament Regulacji Rynku Budowlanego i Procesu Inwestycyjnego.
To tak gwoli powiadomienia osób, nie uczestniczących w konferencji częstochowskiej.
Kolejny referat, pana dr. Janusza Kulejewskiego, był nadzwyczaj długi, zajmował się natomiast zależnością formy wynagrodzenia zleceniobiorcy od ustalonego schematu realizacji przedsięwzięcia budowlanego. Nie sposób, zwłaszcza w felietonie, zawrzeć syntezy tego bardzo obszernego, bo blisko 40-to stronicowego referatu. Zainteresowanych odsyłam do materiałów konferencyjnych.
Jako felietonista, a nie - broń Panie Boże - recenzent, no bo skąd, mam jednak obowiązek zwrócić uwagę na replikę pana dr. Janusza Traczyka, który zauważył pewne przejęzyczenie referenta polegające na nazwaniu "stałą" roboty zdefiniowanej w przepisach jako „podstawowa”. Przy okazji rzeczona replika stała się nieformalnym, kolejnym referatem, szczęśliwie i nareszcie trafiającym w tematykę konferencji, czyli w kosztorys ofertowy. A ściślej - w tragiczne błędy popełniane przez inwestorów publicznych w SIWZ, a polegające na skandalicznie nieprofesjonalnym opisywaniu sposobu obliczenia ceny, oczekiwanego od oferentów. Kol. Traczyk podał także przykłady wręcz śmiesznych błędów, popełnianych przez inwestorów publicznych przy analizie ofert. Ten nieformalny referat dr. Traczyka wywołał żywiołową dyskusję, w której również uczestniczył autor niniejszego felietonu.
Zauważył bowiem (autor felietonu), że największym nieszczęściem które spotyka, zwłaszcza niekompetentnych inwestorów publicznych, jest ogromna „wolność” w stanowieniu sposobu obliczania ceny przez oferentów. Zapytany wręcz pan dyr. A. Warwas: czy nie dobrze byłoby ograniczyć tę wolność, poprzez urzędowe nakazanie wpisywania do ofert cen w postaci wyłącznie uproszczonej, bo ta swoboda prowadzi także do korupcji, zwłaszcza w gronach niektórych inwestorów w odróżnieniu od podanych wyżej, a więc tym razem niestety - zbyt kompetentnych.
W odpowiedzi, pan dyr. A. Warwas podzielił spostrzeżenia autora lecz wyjaśnił, że wszelkie próby (czynione także przez resort) do podobnego uporządkowania powyższej sprawy sposobu obliczania cen przez oferentów napotkały na sprzeciw. Pani mecenas Łucja Lapierre wyraziła zdanie, że takie "uporządkowanie" ogranicza wolność stanowienia, czyli inaczej rzecz ujmując, ogranicza prawa obywatelskie i byłoby źle odebrane przez UE.
No cóż, przyjdzie nam poczekać, aż nasz swawolny i niekompetentny narodek nabierze umiejętności, a zwłaszcza obyczajów funkcjonujących od wielu lat w krajach Unii. No tak, ale oni bawią się w to od dziesiątków lat, a my dopiero nie tak dawno uzyskaliśmy prawo do myślenia.
W bardzo zabawny, ale także wyjątkowo przekonywujący sposób pan mgr inż. Maciej Sikorski zobrazował błędy popełniane w obliczaniu cen ofertowych. W omówieniu referatu wspomógł się przygotowanym filmikiem, pokazywanym na ekranie z notebooka. Zachwycił tym pana prof. Borowicza, który potwierdził słuszność spostrzeżeń referenta, bo sam (jak powiedział) prowadząc badania wypracował podobne oceny.
Pierwszy dzień konferencji zakończono prezentacją programów komputerowych wspomagających przedmiarowanie, a prezenterami byli przedstawiciele firm Athenasoft i Datacomp. Jest to bardzo cenna inicjatywa, bowiem (przy pełnej automatyzacji kosztorysowania) przedmiarowanie w dalszym ciągu wykonujemy metodami z czasów, kiedy to o komputerach się nie śniło. Istota rzeczy polega na pobieraniu danych z projektu przekazywanego kosztorysantowi w postaci elektronicznej i pobieranie danych via ekran do programu kosztorysowego. Tu wypada zauważyć, że Athenasoft przedstawiła gotowy produkt, czyli program pn. „Rysunek”, natomiast Datacomp, jak oświadczył prezenter, jest jeszcze w fazie przygotowań swego produktu do sprzedaży.
Wieczorem, po obradach zasiedliśmy do kolacji koleżeńskiej. Wypada stwierdzić, że gdyby wszelkie konferencje, zwane naukowo-technicznymi, odbywały się w czasie śniadań, obiadów czy kolacji koleżeńskich, to pozyskiwane rezultaty byłyby zdecydowanie bardziej owocne. W czasie kolacji, przy okazji, autor felietonu zrewidował swoje całkowicie nieuzasadnione opinie dotyczące dobrej zabawy, wygłoszone w październikowym felietonie na łamach „Licz i Buduj”.
W następnym dniu pierwszą referentką była pani mec. Łucja Lapierre. Był to szczególnie cenny referat, objaśniający przesłanki zmiany wynagrodzenia za roboty, a ściślej rzecz ujmując - najczęściej brak możliwości dokonywania takich zmian. To, a także wystąpienia Pani Mecenas na poprzednich konferencjach, można porównać do ewangelicznego głosu wołającego na puszczy. Bowiem, najczęściej to brak staranności w przygotowaniu kontraktu skutkuje, już w niedalekiej przyszłości, potrzebą poszukiwania możliwości zmian ustalonego wynagrodzenia. To może lepiej byłoby starannie przygotować kontrakt. No tak, ale jak uczy doświadczenie, przygotowanie intelektualne procesu inwestycyjnego, w tym (oprócz przetargu czy kontraktu) to przede wszystkim dokumentacji projektowej i przedmiaru, odbywa się najczęściej na tak zwanych „wariackich papierach”. Będąc wielokrotnie uczestnikiem wielu ważnych procesów inwestycyjnym, nie przypominam sobie przygotowania dokumentacji w warunkach względnego spokoju. Zawsze był nadzwyczajny pośpiech, pomimo że w wielu przypadkach dochodziło i tak do nadzwyczajnych przesunięć terminu rozpoczęcia robót. W jednym przypadku nawet kilkuletniego!
Tu wspominam, że karierę felietonisty rozpocząłem tekstem opisującym modernizację londyńskiej opery Covent Garden, a więc obiektu zlokalizowanego w kłopotliwej sytuacji gęstej zabudowy wielkomiejskiej.
W tym przypadku przygotowanie trwało 20 lat, natomiast fizyczna realizacja modernizacji tylko 2, czy też 3 lata!
Ze spraw zupełnie pomijanych przez inwestorów i oferentów w kontraktach, referentka zwróciła uwagę na od wielu lat uprawnioną i funkcjonującą możliwość uzgodnienia w kontrakcie waloryzacji cen.
Kolejny referent, pan mgr inż. Mariusz Marchwicki omówił praktyczne metody rozliczeń w sytuacjach ustalonych w kontraktach wynagrodzeń ryczałtowych i obmiarowych. Moim zdaniem, chyba niepotrzebnie, dużą ilość czasu poświęcił rozliczeniom rzemieślników, których rozliczanie, jak uczy doświadczenie, nie przysparza inwestorom publicznym szczególnych kłopotów.
Szóstym i ostatnim referatem był dotyczący nadzoru realizacyjnego i finansowego, a ściślej osoby Inżyniera Kontraktu, a więc instytucji funkcjonującej od niedawna na naszym rynku. Referentem był pan mgr inż. Adam R. Jacewicz, człowiek instytucja, bo właśnie doświadczony Inżynier Kontraktu. Zostaliśmy poinformowani o ogromnej władzy instytucji inżyniera kontraktu wprowadzonego na nasz rynek zamówień publicznych (na razie) dla robót współfinansowanych przez Unię Europejską. Darowując sobie próbę analizy w tym felietonowym tekście wspomnianego o szerokim diapazonie referatu, pragnę jedynie zwrócić uwagę na dwa istotne fakty:
- Nie odnalazłem w referacie opisu poczynań Inżyniera Kontraktu w sytuacji zagrożenia inwestycji przekroczeniem ustalonego w umowie wynagrodzenia, a więc sytuacji tak powszechnie występującej w naszych inwestycjach publicznych. W kuluarach usłyszałem, że gdyby doszło do takiej sytuacji, to inżynier kontraktu najpewniej byłby zmuszony do zmiany zawodu.
- Odnalazłem stwierdzenie, że w przepisach ustawy Prawo Budowlane oraz Prawo Zamówień Publicznych w ogóle nie istnieje instytucja Inżyniera Kontraktu.
Z uwagi na problem nr 2, pozostaje mi postawienie pytania: dlaczego?
Konferencja zakończyła się pewnym szokiem, bo ktoś zakupiwszy „Rzeczpospolitą” odnalazł na tzw. „zielonych stronach” zdjęcia i nazwiska osób działających od bardzo wielu lat w zamówieniach publicznych i to bardzo kompetentnie i owocnie. Te osoby nazwano przewidywanymi „do odstrzału”.
Rety kasza, czyżby dla koalicjantów zabrakło wolnych stanowisk, w sytuacji, kiedy nie tak dawno słyszeliśmy, że: „mamy bardzo dużo wolnych stanowisk”. Mam podobno wyobraźnię, ale pomimo to, nie wyobrażam sobie jako zaproszonego na kolejną, XII-tą Konferencję Częstochowską, przedstawiciela Ważnego Resortu w osobie, z całym szacunkiem, na przykład - pana posła Łyżwińskiego?!
[1] przyp. red. – Niestety obserwujemy na każdym kroku, że miał rację Mikołaj Kopernik (astronom, ale także i ekonomista), gdy zdefiniował regułę: „zły pieniądz wypiera dobry pieniądz”.