W tym tekście, z całą premedytacją wsadzam kij w mrowisko!
Straszliwie długi artykuł pt. „Biura kosztorysowe w stanie likwidacji” jest powodem podzielenia tematu na dwie części. Dzięki takiemu podziałowi, Czytelnik ochłonąwszy po pierwszym, może sobie odsapnąć, zrobić kawę, a najlepiej wprowadzić do organizmu coś zdecydowanie mocniejszego i zabrać się za część drugą. Albo, uznawszy że autor nie ma racji, skwitować odpowiednim listem do redakcji, postulującym o przepędzenie niekompetentnego autora na zbity łeb.
W pierwszym tekście napisałem, że drugą grupę powodów klęski biur kosztorysowych omówię w następnym. Klęski wynikającej z art.31.1.2 (w ustawie Pzp oczywiście).
Dlatego tę drugą grupę omawiam w niniejszym felietonie. Miał być krótszy od pierwszego, ale okazało się to niemożliwe, za co Szanownych Czytelników bardzo przepraszam!
Ad meritum – teraz przeanalizuję realizacje w modnym systemie Design&Building, kiedy przedmiotem zamówienia publicznego jest, jak wiadomo:

zaprojektowanie i wykonanie robót budowlanych.

Omawiając ten system, pragnę przede wszystkim, bo to nas kosztorysantów interesuje, opisać jego wpływ na spadek „produkcji” biur kosztorysowych, ale jak się okaże nie tylko, bowiem system ten powoduje powstawanie obiektów o nienajlepszej jakości, a w konsekwencji i trwałości i o zgrozo, wbrew oczekiwaniom, - o wysokich cenach.
I dodam, że moim zdaniem, pomimo stosowania przy wyborze oferenta kryterium najniższej ceny, generuje efekty niewarte nawet tej najniższej ceny!

 

 

Zamówienie

Zabrzęczał telefon!
Cześć panie Michale, – tu padło nazwisko właściciela pracowni projektowej z którą współpracuję od wielu lat. – Mam prośbę, – kontynuował mój rozmówca, – o podanie cen elementów, które za chwilę prześlę panu mejlem. Otrzymałem bowiem zlecenie na projekt wstępny, inaczej program funkcjonalno-użytkowy, takich bardziej skomplikowanych budowli inżynierskich. Informuję – dodał, – że jestem projektantem wynajętym przez potencjalnego oferenta-wykonawcę robót w nowoczesnym systemie „Design& Building”.
Przerwałem rozmówcy:
Proszę przesłać ten projekt, to szybko obliczę planowane koszty, oczywiście w tej fazie i stanie wiedzy metodą wskaźnikową. Uprzedzam, że w takiej sytuacji solidnie pana pomęczę!
Jest pewien kłopot, – odrzekł mój rozmówca, – a mianowicie moim zleceniodawcą jest przedsiębiorstwo budowlane które startuje w przetargu w tym, he, he nowoczesnym systemie o którym wspomniałem wyżej i oczekuje wyłącznie projektu. Po prostu nie chcą kosztorysu, pomimo, że takowy im proponowałem. Powiedzieli, że kosztorys, czy jak tam go zwą w tym systemie, zrobią sobie sami, zgoda (?), taki wskaźnikowy.
Skwitowałem powyższe
Jak zrobią sobie sami, to znaczy, że chyba posiadają umiejętność kosztorysowania?
Odpowiedział:
Kosztorys, jak mnie poinformowali zrobią sobie najpewniej taki, jak zwykle w podobnych przypadkach, ale nie potrafią obliczyć cen.
Przerwałem rozmówcy:
Najpewniej tym kosztorysem, a przy okazji harmonogramem robót, będzie kartka papieru formatu A4, a jeśli to będzie duża i skomplikowana inwestycja, to tych karteczek będzie dwie, a może nawet i trzy.
I dodałem:
Oczywiście takie kosztorysy wskaźnikowe też sporządzam, ale analizując zawartości zagregowanych cen na podstawie kilkustronicowych obliczeń i w miarę rzetelnych informacji od projektanta o przewidywanych sposobach realizacji robót.

 

Pomyślałem sobie: gdyby moim rozmówcą był inwestor, to przepędziłbym go do wszystkich diabłów. Ale z tym współpracuję od wielu lat i dobrze wiem, że on nie może sobie pozwolić na taką jak ja swawolę. On w dużej pracowni zatrudnia 10-ciu inżynierów, na których musi zarobić, nie wspominając o pozostałych kosztach utrzymania swego projektowego gospodarstwa!
Zwiastowanego mejla otrzymałem, a w nim pytania o ceny robót. Wybieram tylko trzy roboty, bowiem nie pisuję na tak zwaną wierszówkę!

1. Roboty ziemne zł/m³
2. Fundamenty żelbetowe zł/m³
3. Konstrukcja stalowa, pomalowana przeciwkorozyjnie zł/t

Zadane pytania o ceny złośliwie uprościłem, sprowadziwszy je do haseł, chociaż projektant dodał w mejlu troszeczkę więcej szczegółów, zastrzegając jednak, że w trakcie projektowania nastąpią istotne zmiany i uściślenia, o których już nie zostanę poinformowany! A oczekiwane ceny musi przekazać zamawiającemu przedsiębiorcy w trybie bardzo pilnym, bo inwestor czeka na ofertę!

Podejmując niżej zamieszczone dywagacje, bardzo przepraszam kolegów po fachu, za truizmy, których tam będzie pełno. Natomiast mam nadzieję, że ten tekst przeczytają i inni, decydujący o sposobie kosztorysowania i przyszłych rozliczeniach prezesi firm (ostatnio czytałem o pewnym prezesie firmy budowlanej, z zawodu znakomitym kuśnierzu), z inwestorami (zwłaszcza publicznymi) na czele, którzy nie specjalnie się na tym znają, a którym pomysły takiego jak oczekiwane „wielce przybliżone kosztorysowanie robót budowlanych” wpadło do głowy!

Dlatego, koledzy-fachowcy, mając na uwadze oszczędzanie wzroku nadwyrężanego przy tworzeniu kosztorysów, a zwłaszcza przedmiarów via ekran komputera, powinni darować sobie czytanie opisu przeróżnych powodów zróżnicowania cen jednostkowych, bo to wszystko dobrze znają! Natomiast zalecam lekturę humanistom czy ekonomistom, zatrudnionym z powodu kłopotów na rynku pracy, czy najzwyklejszego nepotyzmu, na stanowiskach technicznych w kosztorysowaniu. Bo przecież kosztorysantem w III Najjaśniejszej może być każdy, kto ma na to ochotę, o czym pisałem w poprzednim artykule!
Najpewniej dlatego, że w Najjaśniejszej problemy z kosztorysowaniem nie są już tak jasne jak Rzeczpospolita, a rzeknę sobie - raczej bardzo czarne.


Cena 1 m³ robót ziemnych?
Zadumałem się. Mój Boże, ile może kosztować 1 m³ robót ziemnych. Taki przeciętny? A czy taki przeciętny koszt to w ogóle istnieje, a jeśli by istniał, to jak się ma do warunków na konkretnej budowie? Przecież chyba każdy przytomny i co najważniejsze kompetentny kosztorysant dobrze wie, że ceny robót ziemnych są uzależnione od dziesiątków zróżnicowanych warunków technologicznych w jakich będą prowadzone.
No bo chociażby kategoria gruntu, której wybór wymaga analizy badań gruntowo-wodnych. No proszę, nie tylko gruntowych ale i wodnych. A sposób kopania ręczny, czy mechaniczny? Najpewniej wykonawca pyta o mechaniczny, bowiem firmy budowlane posiadają przeróżne koparki, spycharki czy zgarniarki. Ale nie można przecież wykluczyć kopania ręcznego, zwłaszcza, że jak się dowiedziałem, rzeczona budowa będzie prowadzona jako modernizacja fragmentu struktury istniejącej. A czy niektórych wykopów, z tego powodu nie będzie trzeba oszalować? I co z tą wykopaną ziemią będzie się dalej działo? Przecież nie pozostanie na budowie. A może tę wykopaną ziemię trzeba będzie wywozić wywrotkami o bardzo zróżnicowanej ładowności i cenie, co jest uzależnione od ustalenia (wprawdzie w tej fazie jej przybliżonej) ilości? A jak daleko trzeba nadmiary ziemi wywozić? Przecież olej czy benzyna nie są pozyskiwane za darmo!


Cena 1 m³ fundamentów żelbetowych?
Fundamenty żelbetowe? Czyli ławy, stopy, płyty fundamentowe i co tam jeszcze? Ławy mogą być prostokątne, schodkowe i trapezowe o różnych szerokościach. Stopy nie tylko jak ławy prostokątne, schodkowe i trapezowe, ale jeszcze być może i szklankowe, a wszystkie o różnych objętościach. Oczywiście na ich ceny z uwagi na zapisane zróżnicowanie szerokościowe (ławy) czy objętościowe (stopy) mają wpływ ilości szalunków. Nawet tych liczonych odrębnie, w odróżnieniu od wypolitykowanych w peerelu ilości drewna w katalogach KNR, a wliczonych w strukturę normatywu dla 1 m³ żelbetu.
Kto ciekawy wielkości (czy lepiej mizerii) tego szalunkowego politykowania w PRL, niech zajrzy do przedwojennej „Analizy robót budowlanych” i porówna z KNR. Bardzo polecam!
A może na tej budowie, zostaną zastosowane szalunki np. PERI? Ale przecież dochodzi jeszcze zbrojenie – jaką stalą i w jakiej ilości? Nie wspominam o akcesoriach ze stali profilowej, tak często występujących przy żelbecie. Na szczęście markę betonu projektant ustalił na B-30 jako towarowy. Gorzej ze sposobem podawania betonu, bo ten się wyjaśni po opracowaniu projektu wykonawczego. A czy sposób podawania ma wpływ na cenę? Ma i to jeszcze jaki, co ja na to mogę poradzić? W kosztorysach wskaźnikowych, najczęściej jest przyjmowany najdroższy. Tak na wszelki wypadek!
Czy to wszystko? Oczywiście nie, bo pod hasłem fundamenty żelbetowe mogą się kryć różne podkłady, (z uwagi na warunki gruntowe) o poważnym zróżnicowaniu materiałowym i o bardzo różnej, a więc kosztownej objętości. A izolacje, o które mnie w mejlu nie zapytano, to powinienem umieścić w cenie 1 m³ fundamentu żelbetowego? Chyba tak, skoro odrębnego pytania o nią nie było! A więc mamy problem, podobnie, jak to informował pilotów pewien polityk, lecący samolotem w podróż służbową.


Cena 1 tony konstrukcji stalowej?
I mamy kolejny problem! Jaka to konstrukcja? Słupy, dźwigary, a może wiązary? A może jakaś galeria transportowa, czy może komplet prostych belek przystosowanych jako ruszt do zaprojektowanej potrzeby. W jakich warunkach będzie prowadzony montaż, jaka jest masa poszczególnych elementów, co ma wpływ na dobór żurawia montażowego i nie tylko? Bo przecież żuraw może być kołowy, samochodowy, a często szynowy. A jak szynowy, to trzeba obliczyć wielkość podtorza i jego cenę. Nie wspominam o kosztach jednorazowych. Taką konstrukcję trzeba jeszcze po montażu pomalować, więc czym i ile razy. No i czy nie trzeba wliczyć do robót malarskich rusztowań. Podwieszonych, czy może z uwagi na niewielką wysokość położenia konstrukcji w miejscu przeznaczenia wystarczą rusztowania warszawskie?
W tym przypadku można „walnąć cenę” np. 11.000 zł/tonę, i wielu tak czyni, co wiadomo, że na to wszystko (o czym wyżej) wystarczy. Niby tak, ale przy 250 tonach, co się często zdarza, powstanie istotna nadwyżka w sytuacji, w której przyzwoicie skalkulowana cena wyniesie nie więcej niż 8.500 zł/tonę?!
W omawianym przykładzie w zamówieniach publicznych realizowanych coraz powszechniej w systemie „Design& Building” różnica wyniesie:

250 ton x (11.000 – 8.500) = 625.000 zł !!
Bagatela niezły prezencik!

Ileż to przyzwoicie opracowanych kosztorysów (wraz z przedmiarami robót) można by było za te pieniądze sporządzić, kiedy tylko jedna robota (he, he – element) może powodować powstawanie takich nadzwyczajnych, jak to mówimy „nieuzasadnionych korzyści”!

 

 

Apel

Szanowni Urzędowi Poszukiwacze Nadużyć w Zamówieniach Publicznych.
Takie analizy powinny Was prowadzić do skutecznego poszukiwania i wykrywania tych nadużyć.
No bo wygrał oferent ceną najniższą, ale może na podstawie takich jak wyżej swawolnych obliczeń? To ile, według przyzwoicie opracowanego kosztorysu wskaźnikowego na podstawie przedmiarów do projektu wstępnego, ta najniższa cena powinna wynosić? Bo w cenie obliczonej kompetentnie, takiej nie najniższej, mamy przecież legalną opodatkowaną i „ozusowaną” robociznę (fachowcy), w dobrej jakości materiały i niezbędny wynikający z potrzeb technologicznych sprzęt budowlany itd.!
A co z tego, o czym wyżej, mamy w najniższej cenie? Nie odpowiem, bo się brzydko rymuje!
Więc pytam grzecznie – gdzie tu pieseczka pogrzebano?

 

 

Konkluzja

Ktoś powie – z badań wynika, że ceny ofertowe bywają niższe czasem i o 40% od obliczanych w kosztorysach inwestorskich. To nie są nam potrzebne, jakieś tam kosztorysy! Taki stan rzeczy, moim zdaniem, prowadzi do rezygnacji z tradycyjnej postaci realizacji inwestycji na rzecz Design&Building!?
A zapytam – czy ten system, podobnie jak tradycyjny, nie prowadzi do porzucania przez oferenta-zwycięzcę budowy, czy do poszukiwania taniutkiej, niekompetentnej, czarnej i szarej robocizny, wbudowywania tandetnych materiałów czy rezygnacji z wymaganego przepisami bezpieczeństwa realizacji, a nawet, czego nie można wykluczyć, nierespektowania potrzeb technologicznych realizacji różnych rodzajów robót!
W tej sytuacji, moim zdaniem, w inwestycjach realizowanych tradycyjnie oferty o cenach niższych już o 20% od wartości kosztorysowych powinny być natychmiast odrzucane! Oczywiście w przymiarze do fachowo opracowanych i zweryfikowanych kosztorysów inwestorskich, jeśli takowe wytworzono.

Natomiast w systemie Design&Building, inwestor czuje się zwolniony z analizy zaplanowanych (przez oferenta) kosztów, a interesuje się wyłącznie najniższą ceną, której często nie jest w stanie zweryfikować! No bo to przecież nie inwestor, projektował i obliczał przyszłe koszty!

 

A jak wyglądają budowy realizowane za najniższą cenę?
Byłem świadkiem budowy „taniej” kanalizacji, kiedy układano w głębokim wykopie rury przy użyciu koparki „trzymającej” osuwającą się skarpę wykopu. Udało się, bo monterzy szczęśliwie przeżyli!
A tragiczny wybuch na budowie sieci magistralnej gazowej nie świadczy o konieczności prowadzenia robót w warunkach wymuszonych przez najniższą cenę?
A ostatni wypadek na budowie sieci kanalizacyjnej, w którym zginęło dwóch zasypanych w wykopie robotników, o czym świadczy? Najpewniej o braku kosztownych szalunków! Koszty ich wykonania nie zmieściły się w najniższej cenie?
Obym się mylił tak twierdząc, chociaż ofiarom to i tak niewiele pomoże.
A w mediach dziennikarze ględzą, że życie ludzkie jest najważniejsze. Bzdura panowie, najważniejszą jest najniższa cena, a uściślając, święty spokój inwestora publicznego!

Oczywiście, opisane wyżej sytuacje, rzekomo nie mają miejsca w realizacjach w systemie Design&Building, bo w tym systemie wszystkie ceny ofertowe, jak przykładowa stal, są po prostu odpowiednio troszeczkę wyższe?!
Na pewno? Czy tylko troszeczkę i dzięki temu wykonawcy np. szalują głębokie wykopy?!

 

 

Skutki nie tylko dla biur kosztorysowych

Podany wyżej przykład firmy pragnącej zaprojektować i wybudować zleconą memu znajomemu projektantowi inwestycję, świadczy dowodnie, że oferent na pewno nie potrafi projektować. A czy potrafi kosztorysować? Oczywiście też nie potrafi, bowiem ustalenie cen chce powierzyć osobie, o której istnieniu, nie wspominając o kwalifikacjach, nie ma zielonego pojęcia. Na otrzymane w ten sposób, obliczone przez niewiadomo kogo ceny oczywiście wpłynie, doprowadzając je do postaci jeszcze niższej. A czy ma potencjał niezbędny do budowania? Tego jeszcze nie wiemy, ale dobrze wiemy, że ma pełne prawo do skorzystania z posiadających takie potencjały podwykonawców, i to za cenę jeszcze niższą od swojej najniższej! Krótko mówiąc, nie można wykluczyć, że ów oferent będzie pośrednikiem, na pewno w projektowaniu i kosztorysowaniu! A czy będzie budował? A po co? Lepiej niech ktoś inny zaryzykuje budowanie za tak niską cenę.
Bo czy warto ryzykować własne budowanie w takich warunkach i to za taką najniższą cenę? I to jeszcze „obliczoną” w oparciu o niewiadomo co! No dobrze, a co z tym podpisanym w końcu kontraktem? A to drobnostka, bowiem łatwo przecież znaleźć sto pięćdziesiąt „obiektywnych” powodów do porzucenia budowy. A wiadomo, że procesami inwestycyjnymi rządzą doświadczeni w mataczeniu prawnicy. A co z niezapłaconymi fakturami podwykonawców! Bagatelka, przecież tych frajerów nie stać na takich jak moi adwokaci!
W konkluzji pytam grzecznie, kto w przypadku omawianego oferenta, będzie budował?
Może jednak oferent który wygra przetarg? A po co, kiedy dobrze wie, że podpisawszy w opisanych wyżej warunkach kontrakt, spowoduje bałagan, który nie może doprowadzić do uzyskania opisanego w tym kontrakcie rezultatu. A także, jeszcze lepiej wie, że inwestor, zobowiązany ustawą do respektowania kryterium najniższej ceny, będzie zmuszony przyjąć jego ofertę, z całym dobrodziejstwem inwentarza!
To co wyżej opisałem jest, że się tak wyrażę, patologią powszechną, praktykowaną na setkach nie najważniejszych inwestycji publicznych.

 

Natomiast na inwestycjach ważnych i potężnych, realizowanych wyłącznie w systemie Desing&-Building, wystarczy „swawolnie obliczyć” podane jako przykład, planowane koszty konstrukcji stalowej (i nie tylko), a to już jest zgodne z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury z 18 maja 2004 r. w którym podano sposób pozyskiwania

wskaźników WCi !!

 

Bo o fachowych autorach takich „obliczeń”, czy jakiejś tam weryfikacji wskaźników, rozporządzenie po prostu nie wspomina!

 

Łódzka prasa informuje, że robota na dworcu Łódź Fabryczna w systemie „Design& Building” „leci” od przeszło roku, a jeszcze 22 projekty dworca nie mają pozwoleń na budowę, a więc w opracowaniu są dopiero projekty budowlane. No to pytam, jak w tej sytuacji, i jakim sposobem, obliczono koszty budowy tego dworca na niebagatelne 1,76 mld zł? Jestem pewien, że legalnie przez realizatora robót. Nie na czarno i szaro, vide ciocia Klocia w poprzednim artykule. Ale być może, czego nie można wykluczyć, na podstawie wskaźników WCi „obliczonych” sposobami wyszydzonymi wyżej?

W tym systemie jest także budowana w Łodzi za 632 mln zł trasa W-Z. Po demontażu torów i rozbiórkach jezdni, co zakorkowało miasto, na łamach prasy rozpoczęła się dyskusja w sprawie sensowności realizacji tej kosztownej inwestycji. Okazało się, ale dopiero po opisanych rozbiórkach, że po przebudowie, na tej trasie auta przyśpieszą swe przejazdy o 0,09 minuty, a tramwaje i autobusy o 0,01 minuty?! Krótko mówiąc, rozstrzygnięto przetarg, rozpoczęto roboty, zakorkowano miasto i dopiero po tym wszystkim zaczyna się dyskusja o sensowności tego pomysłu. Oczywiście po rozpoczęciu robót zaczęło się pracowite projektowanie i na tej podstawie analizy prowadzące do ustalenia wyżej opisanych, śmiesznych rezultatów jakie ta inwestycja przyniesie miastu. Nasuwa się także dodatkowe pytanie, czy wspomnianą wyżej cenę inwestycji ustalono podobnie jak cenę budowy Dworca Fabrycznego?
A łodzianie gromko pytają, po co to i to jeszcze za 632 mln zł.

Czy ktoś te podane wyżej „wyliczone kwoty” fachowo weryfikował?
A zastosowane w tych obliczeniach wysoko zagregowane ceny jednostkowe (wskaźniki WCi) zawierają pewne, he, he niebagatelne, nie za bardzo uzasadnione nadwyżki, czy nie zawierają?
Na pewno?

A jak zawierają nadwyżki to co (?), ktoś mi odpowie, przecież płaci Unia Europejska.
Za wszystko pytam (?), a udziały własne i składka do Unii, to nie nasze pieniądze?

Przed napisaniem tego artykułu, rozmawiałem z łódzkimi kolegami, prowadzącymi biura kosztorysowe. Zapytałem o ich udziały w pracach kosztorysowych, a także w ewentualnej weryfikacji kosztów ustalonych w systemie „Design&Building” na ogromnych inwestycjach miejskich, jak budowa dworców Łódź Fabryczna, Łódź Widzew, czy trasy nazwanej W-Z.
Żaden z nich nie uczestniczył w tych wydarzeniach, a wszyscy stwierdzili, w stosunku do lat ubiegłych, poważny spadek ilości zamówień! A są to sprawni i doświadczeni kosztorysanci, wyposażeni w literaturę techniczną, komputery z legalnymi oprogramowaniami, zakupujący notowania kwartalne cen czynników produkcji budowlanej!
I o zgrozo, płacący podatki i składki ZUS!
Ale co chyba najważniejsze, posiadający umiejętność obliczania i weryfikacji oczekiwanych przez Ministra Infrastruktury wskaźników WCi.

Bo te wskaźniki WCi, pomimo powszechnej opinii, nie spadają z sufitu i najczęściej nie są w każdej potrzebnej nam postaci notowane i publikowane, a więc należy je obliczać i weryfikować!

 

Co jednak najciekawsze, inwestorzy niekorzystający z obsługi biur kosztorysowych w czasie planowania, w sytuacji występowania sporów kalkulacyjnych na budowach, bardzo chętnie zwracają się do biur kosztorysowych o pomoc w fachowych rozstrzygnięciach.
Szanowni inwestorzy publiczni, niebawem wszystkie takie fachowe biura kosztorysowe zdechną i nie będzie już kogo pytać!



Mój Boże, jak ten system Design&Building oraz kolory czarny i szary wpływają nie tylko na egzystencję biur kosztorysowych, ale także na wysoką (wbrew pozorom) cenę robót, ich jakość, trwałość, a i chyba na bezpieczeństwo prowadzenia robót budowlanych.
A często, o zgrozo, na sensowność ich realizacji.
W peerelu budowaliśmy wyłącznie na czerwono, chociaż z projektowaniem i kosztorysowaniem było nieźle, natomiast dziś projektujemy, kosztorysujemy i budujemy na ślepo (patrz – Design&Building) oraz na czarno i szaro.
Kiedy zaczniemy normalnie? Może na zielono, bo to taki kolor niosący nadzieję!
Zielonego Do Siego Roku 2014!