Dyrektywa budynkowa (EPBD) wywołuje skrajne uczucia. Wielu przedsiębiorców z branży budowlanej z pewnością zaciera ręce na myśl o lawinie zamówień i zleceń związanych z termomodernizacją budynków. Jednak trzeba też zdawać sobie sprawę z ryzyk, które mogą wywrócić ten plan.
Prawdy i mity
Liczne publikacje w prasie branżowej rozbierają dyrektywę budynkową na czynniki pierwsze. Dowiadujemy się m.in., o ile spadnie dzięki niej zapotrzebowanie budynków na energię. Dodajmy, czystą energię, bo do celów grzewczych nie będą wykorzystywane gaz i węgiel. W efekcie spadnie emisja gazów cieplarnianych, co przyczyni się do poprawy naszego zdrowia. Niestety, stosunkowo niewiele się pisze i mówi o kosztach i ryzykach związanych z transformacją energetyczną w mieszkaniówce. A przede wszystkim, czy jest możliwe przeprowadzenie tak trudnej pod wieloma względami operacji w czasie, który dyrektywa budynkowa w pewnym sensie nam narzuca.
Niestety, wokół tej regulacji zaczęło już krążyć wiele mitów. Przykładowo, że doprowadzi ona miliony mieszkańców Unii, w tym miliony Polaków, do biedy oraz utraty ich własnych domów. Albo że domy i mieszkania, które nie zostaną poddane termomodernizacji, nie będą mogły być zbywane. Krótko mówiąc przestrzeń medialną przez długi czas zdominował przekaz, że dyrektywa to zamach na naszą wolność, podwyżki i ograniczenie swobody sprzedaży mieszkań. W tym informacyjnym szumie wielu może umknąć, że potężna fala krytyki dotyczyła poprzedniej wersji dyrektywy, a nie tej ostatecznie przyjętej niedawno przez Parlament Europejski. Zatem nie grożą nam ani przymusowe remonty, ani zakaz obrotu nieocieplonymi mieszkaniami i domami.
W największym skrócie chodzi zaś o to, że rządy poszczególnych krajów członkowskich muszą za pomocą „kija i marchewki” doprowadzić w określonym terminie do radykalnego zmniejszenia zapotrzebowania budynków na energię oraz wyeliminować węgiel i gaz do celów grzewczych.
Nic tylko przyklasnąć, ale…
W naszym kraju stosowana była do tej pory marchewka. I tak program wsparcia termomodernizacji funkcjonuje w Polsce już od ponad 25 lat. Zachętą do inwestowania w termomodernizację budynków mieszkalnych jest specjalna premia termomodernizacyjna, którą wypłaca budżet państwa za pośrednictwem Funduszu Termomodernizacji i Remontów przy Banku Gospodarstwa Krajowego.
O taką dopłatę mogą ubiegać się wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe oraz właściciele domów jednorodzinnych. Wyżej premiowana jest termomodernizacja, której towarzyszy zainstalowanie odnawialnego źródła energii.
Poza tym wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe korzystają także ze wsparcia programów unijnych. Z kolei właściciele domów jednorodzinnych otrzymują dofinansowanie w programie „Czyste Powietrze”, a dodatkowo zwrot części wydatków, jeśli skorzystają z podatkowej ulgi termomodernizacyjnej.
Co ważne, system tego typu zachęt działa. Ba, podatkowa ulga termomodernizacyjna robi wręcz furorę. Korzystają z niej setki tysięcy podatników będących właścicielami domów jednorodzinnych. Chętnie sięgają oni także po dopłatę do przedsięwzięć termomodernizacyjnych i wymiany źródeł ciepła. Przynosi to efekty, bo w ostatnich sześciu latach o ponad połowę zmalał odsetek gospodarstw domowych wykorzystujących paliwa kopalne do ogrzewania swoich domów. Choć wciąż prawdopodobnie aż 20% gospodarstw zaopatruje się w węgiel, a 15% wykorzystuje do celów grzewczych gaz ziemny.
Wydanie:
BUDUJ Z GŁOWĄ
Magazyn branżowy nr 3/2024