Yukatan – już sama oryginalna pisownia tej nazwy trąci tajemnicą. To prawdopodobnie najciekawszy rejon Meksyku, kolebka cywilizacji Majów, jednej z trzech, oprócz Tolteków i Azteków, głównych cywilizacji istniejących kiedyś na terenach stanu Chiapas dzisiejszego Meksyku.
Jedną, być może podstawową a niewyjaśnioną ostatecznie do dziś tajemnicą, są okoliczności, w jakich ok. 900 roku naszej ery doszło do załamania się rozwoju tej cywilizacji i stosunkowo nagłego opuszczenia przez ludność wspaniale rozwiniętych miast-państw. Nie były to raczej przyczyny spowodowane działaniami militarnymi, nie było wówczas (nie ten czas, nie to miejsce) obłąkańców typu Pol Pota i jego Czerwonych Khmerów (którzy w 1978 roku w jeden dzień opróżnili blisko 2-milionowe Phnom Penh). Nic nie wskazuje na jakieś wyjątkowe epidemie i zarazy, raczej nie doszło do zmian klimatu, nie da się tego zwalić też na kosmitów, choć wątek ich obecności w rozwoju tej kultury będzie się jeszcze dalej przewijał.
Stare cywilizacje Nowego Świata (jak określano Amerykę po XV-wiecznych odkryciach Krzysztofa Kolumba) lub Mezoameryki (co jest znacznie późniejszym terminem określającym Amerykę Środkową) rozwijały się w niemal całkowitej izolacji od kultur indoeuropejskich.
Początki cywilizacji Majów są obecnie datowane na ok. 400 r. p.n.e., już w tym okresie powstawały bowiem pierwsze, do dziś budzące zachwyt, monumentalne zespoły przestrzenne, złożone ze świątyń wzniesionych na wysokich piramidach schodkowych, reprezentacyjnych pałaców, tarasów, dziedzińców, a także kamiennych boisk do gry w piłkę (choć zupełnie inną od dzisiejszego futbolu). Na wysokim poziomie stała także sztuka zdobnicza, jak malowidła ścienne, rzeźby i płaskorzeźby z kamienia, z drewna i kości, stiuki, polichromowana ceramika oraz wyroby złotnicze. Pojawiło się pismo hieroglificzne i ciekawy, dwudziestkowy system liczbowy, prowadzone były już obserwacje astronomiczne, umiano posługiwać się precyzyjnymi systemami rachuby czasu, wg których świat powstał (wg naszej rachuby czasu) 13 sierpnia 3114 roku p.n.e., a powinien się skończyć w grudniu 2012 (co zapewne jeszcze pamiętamy).
Apogeum rozwoju cywilizacji Majów przypada na lata 400 ÷ 900 n.e. W tym okresie istnieją już wspaniałe miasta Tikál i Uaxactún, natomiast w stosunkowo jeszcze niewielkim mieście (o oryginalnej, ówczesnej nazwie Lakamha) ok. 430 r. n.e. rządy obejmuje nowa dynastia, z pierwszym władcą o zachowanym do dziś imieniu K’uk’ B’alam. Nie jest to dynastia nastawiona pokojowo, liczne wojny prowadzone z sąsiadami kończą się czasem spektakularnymi porażkami (jak w 611 r. n.e., w starciu z potężnym miastem-państwem Calakmul), a nawet utratą życia przez męskich władców, których zastąpić muszą, o zgrozo, kobiety.
Jedna z tych władczyń, Sak K’uk’, która objęła tron w 612 roku, miała urodzonego w marcu 603 r. n.e. (wspominałem już o prowadzeniu dokładnej rachuby czasu) syna K’inich Janaab’ Pakala. I ten właśnie młody człowiek, który formalnie tron objął w 615 roku już w wieku 12 lat (choć zapewne jeszcze przez jakiś czas sterowała nim matka), okazał się najpotężniejszym władcą miasta określonego dziś jako Palenque.
Nie znamy dokładnej fizjonomii tego władcy, wszak fotografii jeszcze nie było. Zachowane kamienne reliefy ukazują portret jak niżej, choć jego wygląd musiał siłą rzeczy stopniowo się zmieniać, jako że panował aż przez 68 lat (dla porównania Ramzes III – 31 lat, caryca Katarzyna Wielka – 34 lata, Kazimierz Wielki – 37 lat, a królowa Elżbieta II – jak na razie lat 66). I to panował w czasach, kiedy średnia wieku przeciętnego człowieka nie przekraczała lat 40-tu.

 

Fot. 1. Tak podobno wyglądał nasz bohater wg Wikipedii (jak widać fryzurę ma dość awangardową)

 

Wiemy natomiast jak powstała dzisiejsza nazwa Palenque. W 1560 roku padło ostatecznie imperium Azteków, co zapoczątkowane zostało ok. 40 lat wcześniej zwycięstwem kilkusetosobowej garstki awanturników dowodzonych przez Ferdynanda Corteza nad wielotysięczną armią Montezumy II, zdobyciem stolicy 25-milionowego kraju czyli miasta Tenochtitlan i jego zburzeniem, a wcześniej zgładzeniem Montezumy II.
Oczywiście konkwista trwała nadal, a ostatnie niepodległe miasto, Tayasal, zostanie zdobyte dopiero w 1697 roku. Na terenach opanowanych przez Hiszpanów osiedla się jednak coraz więcej Europejczyków, wraz z którymi przybywają zakonnicy. Niektórzy z nich wykazują zainteresowanie miejscową kulturą, uczą się nawet miejscowego języka. Jednym z nich jest Pedro Lorenzo de la Nada, który prawdopodobnie jako pierwszy dociera do ukrytych w dżungli ruin opuszczonego miasta Lakamha. Zakłada opodal osadę, nazywając ją Palenque, co po hiszpańsku oznacza palisadę lub ufortyfikowane miejsce.
I ta właśnie nazwa weszła na stałe do współczesnego języka.
 

Wśród licznych zachowanych budowli Palenque, budzących podziw dla umiejętności jego budowniczych (a do dziś i tak zachowało się zaledwie ok. 10% pierwotnej zabudowy, rozlokowanej jak na fot. 2) na szczególną uwagę zasługuje Świątynia Inskrypcji (fot. 3). Mimo iż znacznie mniejsza od egipskich, bo mierząca w rzucie u podstawy ok. 49x61 m i 21 m wysokości (dla porównania – piramida Cheopsa 230x230 m i 146 m wysokości), robi spore wrażenie. Jej budowę zapoczątkowano pod koniec rządów Pakala, dokończenie przypadło na okres panowania już syna, K’inich Kan B’alama, w roku 683, a więc na tyle szybko po śmierci naszego tytułowego bohatera, że udało się w niej złożyć jego ozdobione jadeitową maską zwłoki. Mimo iż główną funkcją zdecydowanej większości wznoszonych przez Majów piramid były obrzędy ceremonialno-kultowe, ze składaniem ofiar z ludzi (choć nie w takim zakresie jak u znacznie bardziej krwiożerczych Tolteków i Azteków), to w przypadku 9-poziomowej piramidy pod Świątynią Inskrypcji głównym zadaniem było zabezpieczenie krypty grobowej władcy.

 

Fot. 2. Rozkład zabytków Parku Narodowego Palenque, też z Internetu, bowiem koszt wynajęcia śmigłowca, żeby takie zdjęcie zrobić samemu raczej przekracza możliwości finansowe polskiego turysty

 

Fot. 3. Świątynia Inskrypcji w pełnej krasie i jej 6 filarów z 620 wyrytymi hieroglifami

 

Co ciekawe, krypta ta pozostawała nieodkrytą aż do 1952 roku, kiedy zamaskowane wejście do niej, ukryte pod podłogą świątyni odnalazł meksykański archeolog Alberto Ruz Lhuillier.
Dlaczego tak trudno było ją znaleźć? Otóż całą budowę rozpoczęto od wykonania posadzki z płyt kamiennych, na której ustawiono 6 wsporników podtrzymujących 15-tonowy blok kamienia przeznaczonego na sarkofag (jak go zamontowano, pozostaje tajemnicą, a porównanie z ok. 2,5-tonowymi blokami użytymi do wzniesienia piramid w Gizie skłania niektórych do dopatrywania się ingerencji kosmitów).
Całość tak przygotowanego założenia otoczono murem, przekryto sklepieniem (przy czym prostej konstrukcji łuków Majowie jakoś nie opanowali), ozdobiono dekoracjami wewnętrznymi i dopiero wtedy rozpoczęto wznoszenie samej schodkowej piramidy. Jej trzon stanowi kamienny gruz wymieszany z gliną, a to co widzimy na fot. 3 jest jedynie kamienną oblicówką. Ze szczytu tak przygotowanej piramidy (na której w końcowej fazie wzniesiono 6-filarową świątynię) do wnętrza sarkofagu prowadziły odcinek tunelu i kamienne schody.
Kiedy po śmierci władcy jego zwłoki złożono w sarkofagu, sarkofag ten przykryto kamienną płytą, zapieczętowano wapnem, na to nałożono kolejną płytę z reliefem władcy i całą kryptę zamurowano. W przyległym korytarzu złożono ofiary z kilku osób, mogących przydać się władcy w zaświatach; następnie tunel i schody zasypano gruzem, a wejście w posadzce świątyni zamurowano. To pewnie tłumaczy, dlaczego przez blisko 400 lat miejsce złożenia zwłok Pakala pozostawało niedostępne. Niedostępne jest zresztą także obecnie, bo od roku 2004 zakazano turystom wstępu do komory grobowej, aby chronić ją przed zadeptaniem.
Najsłynniejszym artefaktem Świątyni Inskrypcji jest z kolei relief z płyty nagrobnej Pakala, którego najrozmaitsze kopie, od papierowych do malowanych lub wytłaczanych w skórze, można za niewielkie pieniądze kupić na miejscu (fot. 4), z której to propozycji autor niniejszego felietonu oczywiście skorzystał.

 

Fot. 4. Do wyboru, do koloru, za parę dolarów ….

 

Jeśli spojrzeć na ten relief z boku, tj. ustawiwszy go poziomo, można odnieść wrażenie, że przedstawiona postać siedzi za sterami jakiegoś skomplikowanego pojazdu, coś na wzór kokpitu współczesnego samolotu. Szybko podchwycili to zwolennicy koncepcji paleoastronautyki, tj. tezy o odwiedzinach przybyszy z kosmosu ingerujących w rozwój ziemskiej cywilizacji.
Prawda wygląda zapewne nieco inaczej. W rzeczywistości Pakal pokazany jest w pozycji półleżącej, na stylizowanej czaszce symbolizującej tzw. Demona Ziemi. Obustronne wypustki to granice Xibalby, czyli w dość swobodnym przekładzie „miejsca strachów” lub zaświatów, gdzie władzę sprawują duchy chorób i śmierci (mitologia związana z tym miejscem była zresztą bardzo rozbudowana, zahaczała nawet o budowę naszej galaktyki, czyli Drogi Mlecznej, wszak Majowie byli znakomitymi astronomami). Wyżej możemy dopatrzyć się pędu kukurydzy przedstawiającego Drzewo Życia, na którego szczycie siedzi święty, słoneczny ptak Quetzal w masce boga deszczu. Całość stanowi alegorię życia, która wyrywa się śmierci i ponownie odradza dzięki wodzie i słońcu.
Ale oczywiście takie tłumaczenie nie zadowala wyznawców paleokontaktu. Wolą oni zaakceptować fakt, że hipotetyczni kosmici, nauczywszy już Pakala pilotowania statku kosmicznego, nie uznali jednak za stosowne zaopatrzenia go w buty. Bo naturalnie nauczenie ziemianina sprzed 1500 lat techniki pilotowania nie nastręczałoby większych trudności, prawda? Jeśli ktoś z Państwa ma wątpliwości, może warto pogadać z francuskimi oficerami lotnictwa, którzy, w latach 70-tych (jak już pułkownik Muammar Kadafi dokonał stosownego, hurtowego zakupu) usiłowali nauczyć libijskich lotników pilotowania myśliwców Mirage 2000 (a próba ta skończyła się totalną klapą).
 

Kolejne imponujące ruiny wznoszące się w pobliżu Świątyni Inskrypcji to tzw. Pałac, czyli ustawiony na wysokiej kamiennej platformie duży budynek z dziedzińcami, zadaszonymi przejściami i tunelami (fot. 5), a także częściowo zrekonstruowaną czterokondygnacyjną wieżą (fot. 6), służącą do prowadzenia zaawansowanych obserwacji astronomicznych. Ściany pałacu pokryte były kamiennymi reliefami; na murkach otaczających dziedzińce umieszczono liczne rzeźby i hieroglify, z których część zachowała się do naszych czasów (najcenniejsze z nich nawet zabezpieczono daszkami z lexanu, fot. 7), ale w obecnej postaci, po całkowitym wyblaknięciu kolorów roślinnych farb, jakimi były kiedyś pokryte, nie dają pełnego wyobrażenia o pierwotnej świetności.

 

Fot. 5. Pałac Palenque - wygląda dość ponuro, ale tylko dlatego, że za chwilę lunie deszcz

 

Fot. 6. Pałacowa wieża obserwacji astronomicznych

 

Fot. 7. Jak musiało to wyglądać, gdy było kolorowe …?

 

Długo można by opisywać pozostałe, zachowane do dziś imponujące budowle Palenque: Świątynię Krzyża, Świątynię Jaguara, Świątynię Słońca, Świątynię Krzyża Liściastego, kompleks zabudowań tzw. Grupy Północnej ze Świątynią Hrabiego, czyli budynkiem, w którym okresowo, w latach 1831–33, zamieszkał hrabia Jean-Frédéric de Waldeck. Wykonane przez niego rysunki i litografie znacznie przyczyniły się do rozreklamowania Palenque.
Co ciekawe, hrabia de Waldeck przeżył 109 lat; czyżby więc pobyt w Palenque (pamiętajmy o 68 latach panowania Pakala) był receptą na długowieczność?

 

Fot. 8. Świątynia Krzyża w Palenque

 

Ciekawym obiektem jest także Świątynia XIII, gdzie dopiero w 1994 roku odkryto kolejną komorę grobową, nazwaną Grobowcem Czerwonej Królowej. I oczywiście nie chodziło tu o przekonania polityczne czy tylko sympatię do SLD, ale o kolor – od jasnoczerwonego cynobru, którym pokryte były umieszczone w środku szczątki kobiety i liczne artefakty z sarkofagu.

Fot. 9. Maska Czerwonej Królowej
Wolfgang Sauber, CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons

Przeprowadzone badania wykazały, że zmarła osoba (co do której tożsamości nie ma żadnych wskazówek) miała ok. 60 lat, co pozwala przypuszczać, że mogła to być Ix Tz’akbu Ajaw, żona Pakala Wielkiego; tym bardziej, że znalezioną w grobowcu ceramikę datuje się na lata 660-683 n.e., a więc sprzed śmierci Ix Tz’akbu Ajaw w 672 roku. Ostatecznego potwierdzenia jej tożsamości mogłoby dostarczyć porównanie próbek DNA kobiety, które udało się pobrać z zachowanych szczątków oraz K’inich Kan Bahlama II, który zapewne był jej synem. Dotychczas jednak grobowca syna i następcy Pakala nie udało się odnaleźć.

 

Warto jednak wspomnieć o jeszcze dwóch elementach składających się na dawną świetność miasta-państwa Lakamha, rządzonego przez blisko 70 lat przez naszego tytułowego bohatera. Nazwa ta w starożytnym języku Majów oznaczała wielką wodę. Trudno przypuszczać, aby niewielki strumień płynący przez dzisiejsze Palenque uzasadniał taką nazwę całej metropolii. Większość historyków skłania się więc do koncepcji, że Majowie dobrze potrafili wykorzystać znajomość mechaniki płynów, a w całym mieście działały liczne fontanny i kanały z ciekami wodnymi, co w tamtejszym klimacie znacznie poprawiało jakość życia.
 

No i oczywiście boisko do gry w piłkę, jak na fot. 10. Grę nieco inną niż dziś (jej oryginalna majańska nazwa brzmiała pitz, zaś Aztekowie nazywali ją ullamaliztli, co łatwo zapamiętać), bo nie było bramek, a kauczukową piłkę, podbijaną biodrem lub udem trzeba było przerzucić przez niewielki otwór w kamiennym pierścieniu zawieszonym na ścianie bocznej muru otaczającego boisko, na wysokości 4 - 5 m (jak się dobrze przypatrzeć, jest on widoczny na fot. 10, po prawej stronie, tak trochę na lewo od palmy). Grano do tzw. pierwszego trafienia, jednak ze względu na skalę trudności zadania mecz mógł trwać wiele godzin.
Po zakończeniu meczu zaczynała się powszechna feta, w ramach której przegraną drużynę składano w ofierze bogom (co zapewne miało wpływ na poziom gry i jej zaciętość). Według niektórych badaczy, poświęcano także kapitana drużyny zwycięskiej, uznając, że prowadząc do boju swoją drużynę zasłużył on na tak wielki zaszczyt, jakim było złożenie z niego ofiary bogom. Są też interpretacje (np. na podstawie reliefu z innego miasta, z Chichén Itzá, gdzie widać ścięcie głowy zawodnikowi), że dotyczyło to tylko kapitana przegranych.
Widać więc, jak dużego znaczenia nabierało ustalenie zasad przed rozpoczęciem meczu i jak zupełnie inaczej mogły wyglądać nasze rosyjskie potyczki z Senegalem, Kolumbią i Japonią ….

 

Fot. 10. Odpowiednik naszego Stadionu Narodowego, z tym, że w Palenque

 

Przyjęło się uważać, że cywilizacja Majów była stosunkowo łagodna, zwłaszcza na tle lubujących się w krwawych obrzędach Azteków. Owszem, była stosunkowo łagodna, ale jak na tamtejsze miary i czasy, składanie ofiar z ludzi nie było niczym wyjątkowym, wszak chodziło tu o cel nadrzędny, czyli zapewnienie sobie przychylności bogów. Panteon tych ostatnich był dość liczny, znane są imiona 166 z nich, z najważniejszym czyli Itzamną, bogiem nieba i słońca, a każdy z nich miał jeszcze kilka oddzielnych wcieleń, odpowiednika żeńskiego, odpowiednika podziemnego lub awatara. Całkiem więc spora, wymagająca uhonorowania armia, co musiało kosztować życie wielu ludzi, choć głównie starano się wykorzystywać do tego celu jeńców wojennych, pojmanych przy często prowadzonych wojnach pomiędzy poszczególnymi miastami-państwami.
Sytuacja dogmatów wiary i porządek obrzędów ulegały też stopniowym zmianom, np. Toltekowie, którzy ok. 900 roku n.e. opanowali północ Jukatanu i wprowadzili kult Pierzastego Węża, zwanego w języku Majów Kukulkanem, wymyślili ciekawą nowość obrzędową, kultywowaną w okolicach stołecznego miasta Chichén Itzá (gdzie też piramid i świątyń nie brakuje, fot. 11 i 12), jaką stało się wrzucanie ludzi do głębokich studni krasowych, zwanych cenotami (fot. 13), w nadziei zapewnienia większych opadów deszczu, tak potrzebnych w rolnictwie.

 

Fot. 11. Piramida Kukulkana w Chichén Itzá

 

Fot. 12. Reliefy w Świątyni Wojowników w ruinach Chichén Itzá

 

Jeśli ten króciutki tekst o Palenque i jego najsławniejszym władcy nie zachęcił jeszcze wystarczająco Państwa do odwiedzenia meksykańskiego Jukatanu, to może warto wspomnieć o ww. Chichén Itzá z Piramidą Kukulkana, o niedawno odkrytym w dżungli Yaxchilan (fot. 14), czy o Tikál, ze świątyniami II i V na szczytach wyjątkowo stromych piramid (fot. 15). Tikál leży już w Gwatemali, ale granicę można przejść bez konieczności dawania bakszyszu.

 

Fot. 13. Dziś tłum rozbawionych turystów, ale ok. 900 roku n.e. nie było tu pewnie tak wesoło

 

Fot. 14. Świątynia nr II w gwatemalskim Tikál

 

Fot. 15. Tu dopłynąć trzeba łodzią, a dalej ruiny są jeszcze nie do końca odkryte

 

Naprawdę warto więc wybrać się na Jukatan.
 

A czy warto po takim zwiedzaniu choć kilka dni odpocząć na tzw. części pobytowej? Np. w Cancún, bo to też Jukatan, czyli znacznie bliżej niż chociażby Acapulco.
Tu już zdania mogą być podzielone. Ale jeśli ktoś lubi atmosferę będącą skrzyżowaniem dyskoteki na Majorce czy Ibizie z odpustem w Pcimiu oraz remizą strażacką w Kłaju to oczywiście może spróbować.
 

To co, jedziemy w tym roku, może na Gwiazdkę, w grudniu???