Praktyka pokazuje, że niestarannie przygotowane podstępowanie przetargowe na udzielenie zamówienia na roboty budowlane może mieć swoje konsekwencje w dalszym toku procesu inwestycyjnego, np. przy próbie waloryzacji wynagrodzenia. Jest to szczególnie widoczne przy inwestycjach finansowanych ze środków prywatnych, gdzie zamawiający nie są zobligowani do przestrzegania szeregu przepisów, jak ma to miejsce w obszarze zamówień publicznych.

W konsekwencji zamawiający często nie dysponują kosztorysami inwestorskimi, stojąc na stanowisku że wiedza o wartości robót budowlanych jest zbędna w sytuacji, gdy ich faktyczną wartość określą złożone w postępowaniu oferty. Jest to błąd w założeniu. W postępowaniu przetargowym może być złożona np. tylko jedna oferta lub dwie ze zróżnicowanymi poziomami wynagrodzeń (lub też więcej – z całym wachlarzem cen) i inwestor nie ma właściwego punktu odniesienia co do ich oceny pod kątem realności wykonania zadania budowlanego.

 

Analizując dalej, inwestorzy w wymaganiach przetargowych często nie określają oferentom sposobu obliczenia ceny i formy jej przedstawienia, uznając że są to nieistotne oczekiwania, kiedy strony umawiają się na wynagrodzenie ryczałtowe charakteryzujące się niezmiennością nawet gdyby w czasie zawarcia umowy nie można było przewidzieć rozmiaru lub kosztów prac (k.c. art. 632 § 1 i 2).

 

Tak więc, po co inwestor ma wymagać od wykonawcy kalkulacji ze szczegółowym opisem zakresów robót wraz z cenami, skoro umowa o roboty budowlane nie przewiduje waloryzacji wynagrodzenia, a zakres wynika z dokumentacji projektowej? Odpowiedź jest względnie prosta. Dlatego, że mogą zajść okoliczności, których nie można było wcześniej przewidzieć, a które zmieniają stosunki pomiędzy stronami i wymagają weryfikacji wcześniejszych uzgodnień, np. zmiany wynagrodzenia.

 

Z taką sytuacją przyszło się zmierzyć pewnemu inwestorowi, który:

- nie oczekiwał od wykonawcy szczególnej kalkulacji ofertowej, wobec czego otrzymał od niego: na roboty budowlane szczegółowy kosztorys ofertowy, na roboty elektryczne zestawienie materiałów i urządzeń z kwotami oraz wyodrębnionymi dla tego zakresu robót kosztami robocizny, a w przypadku instalacji wod.-kan. jedynie ogólną kwotę,

- w umowie nie przewidział waloryzacji wynagrodzenia, ponieważ roboty budowlane miały trwać jedynie osiem miesięcy.

 

Tymczasem, z przyczyn leżących po stronie zamawiającego, proces inwestycyjny wydłużył się o ponad dodatkowy rok, w którym zmieniła się sytuacja ekonomiczno-gospodarcza na rynku budowlanym. Ceny usług budowlanych nieoczekiwanie wzrosły na skutek różnych przyczyn, które nie są akurat przedmiotem niniejszego artykułu. Zamawiający, po analizie rynku budowlanego uznał, że przy zaistnieniu nowych okoliczności, wykonawca nie jest w stanie dokończyć robót budowlanych za ustalone w umowie wynagrodzenie i przystał na jego zmianę. Pojawił się jednak problem metodyki oszacowania waloryzacji wynagrodzenia, wobec faktu, że strony wcześniej nie uzgodniły sposobu i podstaw kalkulacji, a kosztorysy ofertowe dla poszczególnych zakresów robót nie były ujednolicone.

 

W tej sytuacji wykonawca zaproponował sposób obliczenia, który był korzystny dla niego.

Polegał on na:

a. porównaniu cen materiałów wynikających z faktur zakupowych pochodzących z różnych okresów trwania budowy i obliczeniu różnicy wartości przy nakładach materiałowych wynikających z kosztorysu ofertowego,

b. porównaniu cen materiałów z faktur zakupowych ze składanymi wcześniej przez dostawców ofertami,

c. określeniu faktycznej ilości roboczogodzin pracowników wg list obecności i określeniu wzrostu kosztów robocizny na podstawie prezentowanych w systemie Sekocenbud stawek robocizny kosztorysowej,

d. przyjęciu, bez wskazania jakiejkolwiek podstawy, ryczałtowych kwot z tytułu wzrostu cen materiałów elektrycznych i instalacyjnych.

 

Analizując zaproponowaną przez wykonawcę metodę waloryzacji wynagrodzenia, przede wszystkim należy zastanowić się nad zakresem robót, którego powinna dotyczyć. Wykonawca w opisywanym przypadku podszedł dosyć swobodnie do tego zagadnienia, ignorując postęp robót na budowie i waloryzując kwotę pełnego wynagrodzenia wynikającą z umowy.

 

Tymczasem przy zmianie wynagrodzenia należy mieć na uwadze, że chodzi o przywrócenie zachwianej niespodziewanymi zdarzeniami ekwiwalentności świadczeń. Wg opinii z 2008 r. zamieszczonej na stronie UZP, podniesienie wynagrodzenia nie może stanowić podstawy do zdjęcia z wykonawcy ryzyka prowadzonej przez niego działalności gospodarczej. Art. 3571 Kodeksu cywilnego może służyć wyłącznie do zapobieżenia powstania po stronie wykonawcy rażącej straty.

Pomimo, że przedmiotowa inwestycja realizowana była ze środków prywatnych, to powyższą konkluzję można z powodzeniem zastosować również w tym przypadku.

 

Moim zdaniem, wykonawca składając ofertę na początku 2017 r. miał świadomość zmieniających się cen usług w budownictwie, o czym świadczyła wysokość stawki robocizny kosztorysowej przyjętej przez niego w kalkulacji szczegółowej przy robotach budowlanych, wysokość samej oferty, która nie była ofertą najniższą, jak również sygnały z rynku jeszcze przed złożeniem oferty dotyczące m.in. ustawowego podniesienia minimalnego wynagrodzenia za pracę.

Tak więc, wykonawca nie powinien być zaskoczony zmieniającą się koniunkturą. Zaskoczenie wywołał natomiast wydłużający się termin zakończenia robót na skutek konieczności wykonania szeregu prac dodatkowych (za które należy się dodatkowa zapłata) spowodowanych wadliwie przygotowaną dokumentacją projektową.

 

Wobec powyższego uważam, że wykonawca nie powinien domagać się waloryzacji wynagrodzenia za pełen zakres robót kontraktowych. Waloryzacji powinny podlegać jedynie te, które jeszcze pozostały do wykonania po upływie założonego w umowie terminu zakończenia budowy, ponieważ:

- po pierwsze – w momencie składania oferty na rynku już były symptomy zmieniającej się koniunktury,

- po drugie – moim zdaniem wysokość wynagrodzenia oraz niektóre składniki cenotwórcze wskazywały na fakt, że wykonawca uwzględnił w ofercie ryzyko z tytułu realizacji inwestycji.

 

Za takim podejściem do tematu przemawia również fakt, że kryteria wyboru wykonawcy w postępowaniu ogłoszonym przez zamawiającego były następujące:

- cena – 70% wagi,

- termin realizacji – 20% wagi,

- gwarancja – 10% wagi.

 

W związku z tym, że wyjściowa wartość kontraktu była na poziomie nieco ponad 4 mln zł, to przeliczając na wymierną wartość finansową, zamawiający zamierzał zapłacić za dotrzymanie terminu aż 800.000 zł. Innymi słowy, ujmując rzecz teoretycznie - oferta w której Wykonawca podał kwotę wyższą o blisko 800.000 zł od kwoty innego wykonawcy i podał korzystny termin realizacji punktowany 20%, wygrywał z wykonawcą, który otrzymał za termin realizacji zero procent.

 

Biorąc powyższe pod uwagę, waloryzacja wartości robót realizowanych przed upływem umownego terminu zakończenia robót byłaby krzywdząca dla innych oferentów biorących udział w postępowaniu.

 

Analizując dalej metodologię, wykonawca zaproponował obliczenie wzrostu cen dla wybranych materiałów budowlanych w oparciu o faktycznie zaksięgowane w firmie wykonawczej faktury. Wydawać by się mogło, że jest to podejście prawidłowe. Należy jednak zauważyć, że wykonawca pominął tu materiały których ceny uległy obniżeniu.

 

Wątpliwy jest również drugi przykład waloryzacji – w oparciu o wskaźnik wzrostu ceny, kiedy faktura zestawiana jest z ofertą. Oferty składane wykonawcom przez producentów materiałów (i handlowców) mają swobodny charakter i nie są traktowane tak rygorystycznie, jak w przypadku ofert składanych zamawiającym w zamówieniach publicznych. Zmiana cen nie skutkuje żadnymi konsekwencjami w stosunku do oferentów chcących pozyskać zamówienie, przez co ich propozycje bywają niższe niż faktyczne kwoty umowne. Ponadto wszystkie oferty, które przedstawił wykonawca były sporządzone po zawarciu umowy z zamawiającym, co znaczy, że wykonawca nie mógł ich brać pod uwagę przy opracowywaniu oferty.

 

W tych przypadkach, gdy wykonawca zestawiał faktury z ofertami, należałoby zmienić sposób obliczenia waloryzacji poprzez przyjęcie wskaźnika zmian cen materiałów np. z systemu Intercenbud, Sekocenbud czy wydawnictw Orgbud-Serwis.

 

Wątpliwości budzi również przyjęcie kwoty waloryzacji na materiały instalacyjne (elektryczne, wod.-kan., c.o., c.t., niskoprądowe) w założonej z góry kwocie bez wskazania jakiejkolwiek podstawy, ponieważ zamawiający nie ma możliwości weryfikacji takich pozycji.

 

Najwięcej jednak zastrzeżeń budzi waloryzacja dokonana przez wykonawcę z tytułu wzrostu stawki robocizny kosztorysowej polegająca na przyjęciu stawki z systemu Sekocenbud z kwartału w którym składał ofertę i zestawieniu jej z prognozowaną stawką na przewidywany, aneksowany termin zakończenia budowy. Moim zdaniem za punkt wyjścia powinna być przyjęta stawka z kalkulacji ofertowej, która była znacznie wyższa niż notowana w systemie Sekocenbud z okresu składania oferty.

 

Reasumując, zastosowana przez wykonawcę metoda liczenia wskaźnika wzrostu stawki robocizny kosztorysowej bez nawiązania do stawki z oferty, bez uwzględniania terminu waloryzacji i etapowego oddawania robót prowadzi do otrzymania wysokiej waloryzacji robocizny, co jest nieprawidłowe.

 

W praktyce można spotkać się również z waloryzacją kosztów robocizny opartą o listy płac robotników. W tym miejscu podkreślić należy, że kosztorysowej stawki robocizny stosowanej w kalkulacji przy wykorzystywaniu KNR-ów nie można utożsamiać z godzinową stawką płaconą robotnikowi, ani też przyjmować faktycznej liczby godzin pracy, tak jak zrobił to wykonawca, a co podyktowane było brakiem możliwości wyciągnięcia nakładów robocizny z kalkulacji ofertowej. W tym przypadku należało, moim zdaniem, ustalić udział kosztów robocizny w kosztach realizacji podobnych obiektów (wg obecnych na rynku publikatorów cenowych) i przyjmując stawkę z kosztorysu ofertowego określić nakłady robocizny dla poszczególnych zakresów robót podlegających waloryzacji.

 

Często można spotkać się z pytaniem, szczególnie młodych kosztorysantów – dlaczego kosztorysowej stawki robocizny nie można utożsamiać z godzinową stawką płaconą robotnikowi. Takie podejście wynika z zaszłości historycznej, warunków i założeń przy których były opracowywane KNR-y, sytuacji społeczno-gospodarczej, mającej miejsce w latach 70-80 ub. wieku, oraz faktu, że KNR-y opracowane 30-40 lat temu nie były modyfikowane pod kątem zmieniających się i unowocześnianych narzędzi pracy. Próbę wyjaśnienia tej problematyki można znaleźć w publikacji Teresy Zajączkowskiej pn. „Kalkulacja kosztorysowa” jak również w opracowaniu pn. „Kosztorysowanie w budownictwie” autorstwa Stanisława Kotyńskiego i Wojciecha Obtułowicza.

 

 

Podsumowując, bez względu na to z jakich źródeł finansowana jest inwestycja, jaki jest jej zakres oraz termin realizacji, zamawiający powinien dołożyć wszelkich starań przy przygotowywaniu postępowania przetargowego. Nic również nie stoi na przeszkodzie w zaimplementowaniu sprawdzonych i stosowanych rozwiązań przy zamówieniach publicznych w obszarach, w których nie są obligatoryjne. Wówczas można byłoby uniknąć wadliwych rozwiązań opisanych w niniejszym artykule.