Wdrażanie nowych technologii w każdej dziedzinie życia jest procesem bardzo złożonym. Od podjęcia decyzji o konieczności wymyślenia czegoś nowego do wdrożenia pomysłu w życie mija zwykle wiele lat. Badania nad nowymi technologiami są żmudne, czasochłonne i bardzo kosztowne i mimo zapewnienia wydawałoby się wszelkich możliwych warunków dla osiągnięcia końcowego sukcesu, próby uzyskania czegoś nowego kończą się bardzo często niepowodzeniem. Nie ma większego znaczenia, czy mówimy tu o elementach promu kosmicznego, czy o budowie zdawałoby się prostego domu (o drewutni nie wspominam).
Do budowy jednego, jak i drugiego stosowane są wysokospecjalizowane technologie, o których zwykli śmiertelnicy nie dość, że nie mają bladego pojęcia, to na dodatek sądzą, że są one zarezerwowane rzeczywiście jedynie dla projektów kosmicznych. My jednak doskonale wiemy, że i te z pozoru niedostępne technologie w końcu trafiają z powodzeniem do cywilnego życia.

Nie sięgając jednak aż tak wysoko, spójrzmy jak to wygląda na naszym budowlanym podwórku. Pierwszymi, którzy dowiadują się o powstaniu i wprowadzeniu do sprzedaży nowego, super-hiper materiału, czy technologii są najczęściej projektanci. To do nich docierają osoby odpowiedzialne za wdrażanie nowych technologii, za marketing. Jest to proces zrozumiały, ponieważ producenci/wytwórcy tych nowinek znakomicie zdają sobie sprawę, że dotarcie do biur projektowych i „wciśnięcie” nowego produktu w dzisiejszym świecie jest już właściwie połową sukcesu na drodze do późniejszego zakupu materiałów dla fazy realizacyjnej inwestycji. Proces dotarcia producenta do projektanta ma oczywiście miejsce głównie w sytuacji, gdy do zrealizowania jest jakaś większa inwestycja. W takim przypadku można liczyć na równie okazałe zyski dla producenta. Aby zachęcić projektanta do przyjęcia tej, a nie innej technologii, należy go oczywiście w jakiś sposób przekonać. Naturalnie zostańmy w tym miejscu przy przekonywaniu w sposób ściśle merytoryczny. „Nowe” budzi zawsze pewne opory i obawy wynikające przede wszystkim z niechęci do pokazania, że dany temat jest nam nieznany. Stąd przedstawiciele producenta, świadomi naszych obaw, wyposażeni są w odpowiednie foldery, karty techniczne, wzorniki, próbki materiałów, proponują szkolenia itp. Bardzo często, chcąc ułatwić pracę projektantom, firmy produkcyjne proponują własne autorskie programy wspomagające proces projektowania. Są to programy pozwalające na przeprowadzenie niezbędnych obliczeń konstruktorskich, bądź na obliczenia wydajności cieplnej, wentylacyjnej danego układu itp. – oczywiście przy wykorzystaniu materiałów/sprzętu/technologii danego producenta. Jeszcze inni proponują gotowe biblioteki do programów cadowskich. Mamy także przypadki pewnego rodzaju reklamy pojawiających się nowości, (bardzo pozytywnie przyjmowanej szczególnie przez kosztorysantów), a mianowicie Katalogi Nakładów Rzeczowych na nowe technologie (choć tych przypadków wciąż mało!).

Nowe technologie, jak sama nazwa wskazuje, są innowacją. Ma to swoje dobre, ale niestety zdarza się, że i złe strony. W związku z tymi drugimi w przeważającej liczbie przypadków wdrożenie takiej technologii w życie może okazać się bowiem bardzo kosztowne. Stąd projektanci raczej powoli i ostrożnie wprowadzają do swoich projektów elementy jeszcze mało sprawdzone. Może bowiem okazać się bardzo trudne do oszacowania i przewidzenia na wstępnym etapie projektowania, jaki będzie końcowy koszt inwestycji przy zastosowaniu nowych materiałów. Dopiero kosztorysant (w oparciu o ceny jednostkowe, zużycie materiałów, nakłady r-g) jest w stanie określić koszt inwestycji. Będzie to koszt przybliżony, szczególnie w tych przypadkach, gdzie niestety brak podstaw normowych, a kalkulacja będzie przeprowadzona w oparciu o analizę własną i dane producenta. Przekroczenie zaś zakładanego budżetu przez inwestora skutkuje przerobieniem całego lub części projektu, a tego to już projektanci na pewno nie lubią. Jeżeli jednak nie ma żadnych przeciwwskazań finansowych, a projekt „spodoba się” inwestorowi, można przystąpić do etapu realizacyjnego.

Stosowanie nowych technologii niesie za sobą spore ryzyko dla wykonawców prac. Już samo przygotowanie oferty na takie prace przysparza wielu problemów – stąd tak często w tych przypadkach spotyka się przeszacowanie lub niedoszacowanie prac. Trudne też jest sporządzenie odpowiedniego harmonogramu prac, gdyż ekipy, które mają po raz pierwszy do czynienia z daną technologią na budowie, potrzebują więcej czasu na odpowiednie jej wdrożenie. Dopiero z czasem może się okazać, że nowa technologia jest szybsza w stosowaniu i zapewnia większą efektywność i efektowność pracy. Ale to z czasem. Dopiero użytkowanie danego obiektu zweryfikuje zasadność jej użycia w danym momencie.

A jak ten problem wygląda w praktyce u przeciętnego Kowalskiego, który chce wybudować dom, przeprowadzić modernizację czy wykonać remont?
Otóż tu najczęściej mamy do czynienia z przypadkiem, gdy informacje o nowych technologiach czerpiemy od znajomych, z Internetu czy od sprzedawców materiałów. Oczywiście, każde z wymienionych źródeł jest dobre. Im więcej informacji tym lepiej. Tu jednak pojawia się odwieczne pytanie: co zrobić, gdy otrzymujemy sprzeczne dane? W tym cały problem. Można zdać się na rzemieślnika, który od lat stosuje materiały takiej to a takiej firmy i o innej nie chce słyszeć – bo za droga, za tania, generalnie nie do zaakceptowania… A gdy takiego „uszczęśliwimy” nowym materiałem na siłę i coś pójdzie nie tak – to zawsze usłyszymy sakramentalne „A nie mówiłem!”.

Dużo w tym wszystkim, co napisałem dotąd, pesymizmu. Jednak chcę rozpędzić te czarne chmury, które zawisły nad moim tekstem. Przecież wprowadzanie nowych technologii ma przede wszystkim zalety. Jedną z nich jest rozwój i nade wszystko – konkurencyjność. Generalnie można stwierdzić, że konkurencja wśród producentów jest na tyle duża, że każdy chce zagarnąć i tego dużego, i tego małego klienta. Skutkuje to na szczęście tym, że producenci nie mogą sobie pozwolić na wpuszczanie na rynek bubli, gdyż rynek bardzo szybko zweryfikuje takie produkty usuwając je z użycia.
Jeśli się bowiem zastanowimy okaże się, że nowe technologie otaczają nas zewsząd; niektóre ukryte są pod posadzkami, warstwami tynku – niewidoczne dla naszego oka. Nie sposób nawet laikowi określić, czy to co widzi jest jakąś nowością, czy jest produktem wykorzystywanym już od wielu lat.


Ja w tej chwili skupię się na tym co sprawia, że będąc w środku budynku widzimy wszystko to co nas otacza na zewnątrz, a ci którzy oglądają budynek z zewnątrz niekoniecznie muszą oglądać nas. Szyby – bo o nich teraz będzie mowa.
Cóż może zaciekawić budowlańca na tym poletku? Cóż tak bardzo istotnego, poza wrażeniem estetycznym, może być w niby zwyczajnej szybie? Otóż może i to często całkiem sporo. Otaczające nas wokół tafle szkła, szyb zespolonych pełnią w praktyce wiele bardzo ważnych funkcji. Nie tak dawno interesowało nas głównie to, by szkło / szyba zespolona zapewniały odpowiednią izolację od zewnętrznego zimna. W tej chwili ta funkcja została jednak mocno rozszerzona. Stosowanie szyb zespolonych pozwala na łączenie kilku właściwości „pojedynczego szkła”.
Dzięki specjalnej warstwie laminatu możemy w znaczny sposób ograniczyć dochodzący z zewnątrz hałas. Możemy również zapomnieć o wypłowiałych eksponatach na wystawach, czy o bladych ścianach, gdyż szyby „potrafią” absorbować promienie ultrafioletowe (UVA i UVB), chroniąc wnętrze pomieszczenia. Dzięki barwieniu szkła w masie lub stosowaniu barwionych folii PVB uzyskujemy najróżniejsze efekty estetyczne (dopasowując się do całej elewacji lub tworząc ją w całości). Nowe technologie pozwalają na zapewnienie zarówno optymalnej ochrony przeciwsłonecznej, jak i na znakomity system zarządzania energią. Należy oczywiście pamiętać, aby stosować typ szkła i powłok odpowiedni do nasłonecznienia. A co z pożarami? Tu również sprawdza się szkło. Stosując szyby ogniochronne o wielowarstwowej budowie, sklejone żywicopodobnym żelem, możemy zapewnić ochronę przed płomieniami i ciepłem. Uzyskujemy w ten sposób pełną izolacyjność nawet do 120 minut. Przy okazji są to szyby bezpieczne, gdyż nawet pęknięte szkło utrzymuje się w całości dzięki wewnętrznym warstwom żelu. Wielowarstwowe szyby z kilkoma warstwami specjalnej folii zapewniają również bezpieczeństwo przed włamaniem, kradzieżą, a jednocześnie bardzo dobrze przepuszczają promienie światła.
Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest stosowanie „szkła samooczyszczającego”. Specjalna powłoka powoduje rozkład zanieczyszczeń organicznych i wspomaga spłukiwanie rozpuszczonych cząstek przez deszcz. A przecież doskonale wiemy, jak wielkim problemem jest mycie szklanych elewacji, szczególnie tych ustawionych pod kątem; a tu technologia podsuwa nowe rozwiązanie.
Stosując szyby powlekane z obydwu stron, możemy uzyskać wiele wariantów umożliwiających ekonomiczne zarządzenie budynkiem.
Bardzo ciekawe efekty wizualne można uzyskać stosując sitodruk na szybach – tworząc obrazy, czy jakieś inne układy graficzne. Możemy również wykorzystać szyby pozwalające na obserwację w jednym kierunku („lustra weneckie”), szyby ornamentowe, a dla specjalnych zastosowań – również szyby chroniące przed promieniowaniem rentgenowskim.

Podsumowując – wśród wielu ofert firm zajmujących się szybami możemy znaleźć takie rozwiązania, które pozwolą nam na uzyskanie zarówno funkcji odpowiedniej ochrony przed słońcem, ochrony przed hałasem, funkcji samooczyszczania, odpowiedniej izolacji cieplnej i wreszcie bezpieczeństwa. Czyli do wyboru do koloru.

Przy wyborze odpowiedniej kombinacji szyb zawsze powinniśmy korzystać z tabel określających najbardziej interesujące nas parametry, którymi szyby zespolone się charakteryzują. Tak więc może to być współczynnik „U” określający przenikanie ciepła, może być informacja o %-cie przepuszczalności światła słonecznego i jego odbicia. Nie bez znaczenia są również informacje o %-cie przepuszczalności bezpośredniej, odbiciu i absorpcji energii słonecznej. Będą też i tacy, którzy zwrócą baczniejszą uwagę na współczynnik zacienienia dla fal krótkich i długich, a także całkowity. Wielbiciele ciszy nie zapomną o parametrze dotyczącym dźwiękochronności.

Oczywiście im więcej funkcji ma spełniać dana szyba zespolona, tym i cena będzie wyższa.
O ile szyba zespolona składająca się z warstwy ze szkła przeciwsłonecznego o charakterze absorpcyjnym i drugiej ze szkła niskoemisyjnego może kosztować ok. 100 zł za m2, to dla szyby z powłoką samoczyszczącą i drugą „warstwą” ze szkła niskoemisyjnego mówimy już o koszcie ok. 190 zł za m2, zaś dla szyb ogniochronnych mamy koszt rzędu 750 zł za m2 (wzwyż!). Ceny te zróżnicowane są również ze względu na grubości stosowanych szyb.
Aby spiąć całość, nie możemy zapomnieć o koszcie montażu, który waha się od 70 do 150 zł za m2.

Jak więc widzimy, po raz kolejny sprawdza się stara prawda, że to co nowe musi kosztować. Za kilka, kilkanaście lat nikogo nie będzie dziwiło stosowanie w nowo powstałych budynkach tych technologii, które w chwili obecnej traktowane są w najlepszym przypadku, jako bardzo ciekawe urozmaicenie. Częściej jednak spotykamy się z opinią, że to tylko fanaberie dla tych, którzy nie mają już na co pieniędzy wydawać. Praktyka pokazuje, że jednak niekiedy lepiej ulec tym zachciankom, zainwestować, aby za rok/dwa nie pluć sobie w brodę, że zaoszczędziło się parę groszy kosztem komfortu, wygody, a przede wszystkim korzyści w późniejszym eksploatowaniu danego budynku. Pamiętajmy, że jeszcze niedawno takie „wynalazki”, jak komputer, Internet, czy przenośny telefon uznawane były za niegroźne dziwactwo, bez możliwości szerszego zastosowania… A teraz ręka w górę, kto wyobraża sobie choćby jeden dzień pracy bez tych „udziwnień”?!