Swoistego rodzaju zapasy kto–kogo mają miejsce wszędzie tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze. Wydawałoby się, że idealnym rozwiązaniem powinno być swego rodzaju status quo – wykonawca zadowolony jest z zapłaty, a inwestor z dobrze wydanych pieniędzy. Jak to wygląda we współczesnym budownictwie? Niestety cały czas panuje swego rodzaju recydywa przewinień, które jakoś dziwnym trafem przydarzają się najczęściej tym samym firmom… Czyżby jakaś niemoc i brak chęci do wyciągania wniosków z popełnianych błędów, czy może to jednak celowe działanie? W praktyce różnie bywa. W niniejszym artykule skupię się na bardzo ważnym czynniku cenotwórczym, jakim jest kosztorysowa stawka roboczogodziny. Tu też mamy olbrzymie pole do popisu jeżeli chodzi o możliwość - delikatnie mówiąc - wprowadzenia kogoś w błąd.

 

Wydawać by się mogło, że każdy przedsiębiorca / rzemieślnik doskonale wie za ile, kolokwialnie mówiąc, pracuje. I o ile mamy zawody, w których zwyczajowo przyjmujemy ryczałtową płacę za miesiąc przy ośmiogodzinnym dniu pracy, to w przypadku robót budowlanych posługujemy się stawką godzinową. W końcu, raz pracujemy osiem, a innym razem dwanaście i więcej godzin (czy za nadgodziny jesteśmy dodatkowo opłacani to już całkiem inna sprawa). Wykonawca zatrudniający pracownika wie ile musi mu zapłacić za roboczogodzinę. Ma też świadomość, jakie są dodatkowe obciążenia (jak podatki, ZUS, koszty utrzymania firmy itp.). I dopiero na podstawie tych składników powinien określić rzeczywistą stawkę, która przyjęta do kosztorysu zapewni jemu i jego pracownikom nie tylko przetrwanie, ale i godziwy zysk na dalszy rozwój. Tyle teorii. Praktyka nieco rozmija się z nią, choć znam przypadki, że nie zawsze. Ponieważ sporządzam kalkulacje kosztorysowe nie od dzisiaj, potrafię rozpoznać, czy na danej inwestycji wykonawca zarobi, czy też powinien ją sobie odpuścić. Z kolei – jeżeli jest to kosztorys inwestorski, to czy inwestor znajdzie wykonawcę, który za wyliczoną kwotę podejmie się zadania, czy też będzie musiał zrewidować swoje oczekiwania.
To co właściwie z tą stawką robocizny?
Otóż musimy rozgraniczyć kilka przypadków. Pewnie nie tylko ja, ale i inni zainteresowani tą tematyką, mieliśmy do czynienia z tzw. rzemieślnikiem. Nie chodzi tu wcale o firmę jednoosobową, ale o taką zatrudniającą i kilka, a nawet kilkadziesiąt osób. W przypadku tego typu firm, które obsługują nie tylko przysłowiowego Kowalskiego, ale i wykonują duże zlecenia, można zauważyć, że posługują się nie tyle stawką za roboczogodzinę, co stawką za jednostkę wykonania pracy. W związku z tym pytając „za ile?”, otrzymujemy najczęściej odpowiedź: malowanie dwukrotne tynków farbą emulsyjną 8 zł/m2, gładź gipsowa 15 zł/m2, sufit podwieszany 60 zł/m2, posadzki z płytek gresowych na kleju 50 zł/m2 itd., itp. Można by mnożyć przykłady, ale i tak nie wyczerpalibyśmy wszystkich możliwości. Przy takiej bardzo precyzyjnej informacji łatwo (tak przynajmniej chcielibyśmy) jest zorientować się, czy potencjalny wykonawca jest tani, średnio drogi, czy spadł z cenami z księżyca i tam byśmy go najchętniej wysłali. W zależności od powyższego, wybieramy go lub szukamy dalej. Właśnie, możemy sobie na to pozwolić, gdyż jesteśmy inwestorem prywatnym; możemy sobie na część robót wybrać jedną ekipę, na kolejną jeszcze inną, a jeżeli jesteśmy zdolni to może i sami coś sobie wykonamy. Rzadko kiedy inwestora prywatnego interesują jakieś KNR-y, jakieś narzuty, stawki. Jego interesuje przede wszystkim koszt końcowy inwestycji, poprawność i terminowość jej wykonania. Oferty przedstawiane przez potencjalnych wykonawców opierają się właśnie na cenach jednostkowych, a jak wykonawca ją skalkulował, to już tylko jego biznes.
Co jednak w przypadku inwestora dysponującego środkami publicznymi? Jego też oczywiście interesuje cena, jakość i czas wykonania. Ma jednak mocno utrudnione zadanie. Ogłaszając przetarg, określa całościowe zadanie. Nie dzieli go na: „ty wykonasz fundamenty”, „ty mury i instalacje”, „a ty dach”. Inwestycja tworzy całość, a oferent przystępujący do przetargu powinien zapewnić poprawne wykonanie całego powierzonego mu zadania. W dokumentacji przetargowej otrzymujemy informację, w jaki sposób powinniśmy przygotować ofertę i co powinna ona zawierać. Mamy również kryteria odnośnie sposobu wyboru wykonawcy – najczęściej wybierany jest ten oferujący najniższą cenę[1], choć na szczęście już nie zawsze jest to jedyny wskaźnik. Bardzo często oferenci otrzymują do wypełnienia formularze z pozycjami kosztorysowymi. Szczegółowość kalkulacji może się różnić w zależności od inwestora. Jedni wymagają kalkulacji szczegółowych, inni uproszczonych, jeszcze inni chcą informację o składnikach kosztowych RMS i o sposobie kalkulacji. Do wyboru, do koloru.
Zapytacie Państwo – co w końcu z tą kosztorysową stawką za r-g? A cóż ma być, jakąś trzeba przyjąć. Wielu oburzy się – przecież wiemy, jakie są nasze koszty (vide początek artykułu), wstawmy więc naszą stawkę!!! Tylko ktoś chyba zapomniał (a może jednak wcale nie), że do tej pory posługiwaliśmy się stawką r-g przypadającą na daną jednostkę roboty, a tu najczęściej musimy wstawić do kosztorysu ofertowego stawkę r-g przy określonym normatywie wykonania danej pracy na jednostkę miary. Czyli powinniśmy wstawić taką stawkę r-g do pozycji kosztorysowej, aby po przemnożeniu jej przez normatyw otrzymać cenę jednostkową, która by nas w pełni zadowalała.
W takim razie prześledźmy na podstawie kilku wybranych pozycji, jaką powinniśmy przyjąć stawkę r-g, aby udało nam się uzyskać cenę rynkową. Jako przykład niech posłużą nam wcześniej wymienione ceny jednostkowe, czyli malowanie dwukrotne tynków farbą emulsyjną 8 zł/m2, gładź gipsowa 15 zł/m2, sufit podwieszany 60 zł/m2, posadzki z płytek gresowych na kleju 50 zł/m2. Oczywiście ceny te mogą się różnić w zależności od rejonu kraju, gdzie prace te mają być wykonywane, od ilości, jak i od tego, jak bardzo dana brygada jest rozchwytywana (czytaj: na ile solidnie wykonuje prace). Dobierzmy odpowiednie pozycje z bazy katalogowej KNR, KNNR (na każdą z ww. robót możemy znaleźć po kilka różnych normatywów – różni autorzy, wydawcy, różne daty wydania katalogu). Cóż otrzymujemy?
Weźmy pod lupę dwukrotne malowanie tynków farbą emulsyjną. Jak bym jednak nie szukał otrzymuję za 1 m2 około 4 zł i to przy założeniu, że stawka r-g ze wszystkimi narzutami wynosi 28 zł/r-g (R=15 zł/r-g, Kp=67%, Z=12%). Jeżeli zaś przyjmę stawkę r-g z narzutami w wysokości 18,70 zł/r-g (R=10 zł/r-g, Kp=67%, Z=12%), jako powszechnie występującą przy przetargach, to otrzymam cenę jednostkową na poziomie 2,6 zł za 1 m2 malowania. Jak to się ma do naszych rynkowych 8 zł/m2?
To może teraz weźmy gładź gipsową. Przy tych samych założeniach co powyżej, otrzymujemy odpowiednio 15 zł/m2 dla wyższej stawki i około 10 zł/m2 dla niższej – wygląda to nieco lepiej.
Porównujmy więc dalej: sufit podwieszany – można, ale trzeba chcieć znaleźć i taką pozycję w KNR-ach, gdzie przy wyższej stawce otrzymamy 60 zł/m2, a przy niższej 40 zł/m2 – to też jest do przyjęcia.
Na zakończenie płytki gresowe – odpowiednio 35 zł/m2 i 25 zł/m2, przy rynkowych 50 zł/m2.

 

Jak widzimy, bardziej realną (choć oczywiście nie dla wszystkich robót) będzie stawka za roboczogodzinę ze wszystkimi narzutami w wysokości rzędu 35 zł[2]. Oczywiście w ww. przykładach mamy uproszczenia. Nie podaję w moich obliczeniach chociażby – czy są to duże, czy małe powierzchnie, mniej czy bardziej skomplikowane. Artykuł ma zwrócić przede wszystkim uwagę na to, że powinniśmy bardziej przyglądać się i zwracać uwagę na ceny jednostkowe robót w poszczególnych pozycjach. Ma na celu pokazanie, że dla różnych robót powinniśmy przyjmować różne stawki r-g, gdyż nie zawsze uda się dobrać odpowiednią pozycję z bazy KNR tak aby otrzymać zadawalającą cenę jednostkową. Powiecie Państwo – mamy jeszcze materiały, a wraz z nimi rabaty, zawyżone normatywy lub co gorsza możemy lekko nagiąć technologię wykonania robót – całkiem niezły zysk, który może stanowić w razie czego bufor bezpieczeństwa dla niskiej stawki r-g. Ale czy o to chodzi i tak powinno być? Tak wiem, producenci materiałów też chcą żyć i zachęcają nas rabatami po 40-50%, byśmy tylko kupili ich wyrób. Choć są i tacy, którzy równą miarą traktują wszystkich i tych prosto z ulicy i duże przedsiębiorstwa, a wielkość rabatu przez nich przyznawanego zależy jedynie od ilości zakupionego towaru. To właśnie tacy przedsiębiorcy „nie rozumieją” jak można przyjmować na pokaz niską stawkę r-g, a zysku szukać w rabatach materiałowych. Cóż c'est la vie.

 

 

 

 

 

[1] przyp. red. – patrz artykuł p. Łucji Lapierre „Błędna stawka VAT-u w treści oferty”: „(...) 4º Analiza treści art. 91 ust. 2 Pzp, przesądzającego o zasadzie wyboru oferty najkorzystniejszej oraz kryteriach oceny ofert, daje podstawę do sformułowania stanowiska, że wolą ustawodawcy było uznanie, iż cena stanowi obligatoryjne i najważniejsze kryterium wyboru przez zamawiającego najkorzystniejszej oferty. (...)”

[2] przyp. red. – patrz „Kosztorysowe stawki robocizny i wskaźniki narzutów” - INTERCENBUD