Właśnie przed chwilą przypomniała mi „Athena”, że powinienem coś napisać, że coś ostatnio w pisaniu się zaniedbuję. Łatwo nakazać napisz. Tylko co, kiedy pustka w głowie. Z sąsiedniego pokoju dobiegają wrzaski, bo właśnie żona ogląda w telewizorium debatę panów polityków, natomiast ja siedzę przed komputerem i łamię sobie głowę, co by tu nagryzmolić i to jeszcze tak, żeby chcieli to wydrukować, a co najgorsze przeczytać.
Z pokoju, tego sąsiedniego, oprócz wrzasków polityków dochodzą komentarze żony w rodzaju: "... a to drań, osioł, toż to idiota i oszust. Jak można takie bzdury opowiadać!" Że też panie w starszym wieku zamiast zająć się czymś pożytecznym, chociażby pomyśleć, co by tu najukochańszemu mężowi przygotować na obiad, dręczą się oglądaniem takich widowisk.
Z telewizyjnych wrzasków na czoło wybija się słowo charyzma. Dobra nasza, może to jest temat? Tyle, że trzeba będzie troszeczkę ów temat podrążyć, postudiować.
Bo już nieraz mnie uratowało: jak nie wiesz co napisać, a musisz – sięgnij do słownika.
Więc sięgam i czego się dowiaduję?
Charyzma (gr. chárisma "dar") – termin zaczerpnięty z teologii, gdzie określał jednostki obdarowane łaską boską, “darem bożym”, obecnie rozumiany jest jako atrybut, osobista cecha jednostki, wyjątkowa jakość jej przypisywana, coś, co ktoś posiada lub jest w to wyposażony. Ten atrybut wyróżnia posiadacza charyzmy na tle reszty społeczności.
W dalszej części definicji znajdujemy długie i uczone wywody, którymi nie będę gnębił Szanownych Czytelników, natomiast zacytuję tylko ostatnie zdanie, a mianowicie - że uznanie dla charyzmatycznego osobnika, opiera się na irracjonalnych odczuciach i emocjach, dla których punktem odniesienia są cechy czy zdolności (oczywiście owego charyzmatycznego) postrzegane na podobieństwo boskiego stygmatu.
Uff!
Zabrzmiało to groźnie, ponieważ zapachniało kłopotliwą transcendencją, co oznacza (znowu słownik): „wspinanie się” lub „wychodzenie poza”, a inaczej rzecz ujmując jest próbą przekroczenia rzeczywistości i przejścia na inny poziom ludzkich doświadczeń i zmysłów.
Krótko mówiąc – wszystko, co niesie analiza charyzmy, jest najpewniej zbyt trudne dla grzebiącego przez dziesiątki lat w rzetelnych realiach kosztorysanta.
Ale chyba stać tego nieszczęsnego kosztorysanta, na wysnucie wniosków jak niżej.
Jak go pouczają polityczne debaty, najważniejsze stanowiska polityczne w państwie powinni pozyskiwać wyłącznie politycy z charyzmą, a jej nieposiadający oczywiście nie. Tu jednak w głowie kosztorysanta rodzą się poważne zastrzeżenia, ponieważ próba odnalezienia w historii posiadaczy charyzmy prowadzi do niewesołych wniosków. Owszem, byli tacy, którzy przeszedłszy na inny poziom ludzkich doświadczeń i zmysłów porywali za sobą tłumy, niestety nie czyniąc dla nich zbyt wiele dobrego. Najczęściej w imię realizacji swych boskich atrybutów, lekceważyli równie boskie kanony, syntetycznie zgromadzone w powszechnie znanych dziesięciu zdaniach, gnębiąc, gubiąc, a często i masowo mordując - nawet swoich dotychczasowych zwolenników!
Natomiast w czasach nam bliskich, zastępując fizyczną likwidację opluwaniem, oczernianiem czy nieuzasadnionym oskarżaniem o niepopełnione zbrodnie.
Niestety tak to bywało i bywa, natomiast do szczęśliwych i zasobnych można zaliczyć chyba wyłącznie krainy nie chlubiące się posiadaniem przywódców charyzmatycznych. A z tych potrafię wymienić jedynie, podobno piekielnie nudną, najpewniej z braku charyzmatyków, Szwajcarię.
Bo Wilhelm Tell, podobnie jak nasz król Krak, czy Popiel to postaci raczej legendarne.
A my niestety posiadaliśmy i posiadamy, wprawdzie nie tak wielce charyzmatycznych jak nasi sąsiedzi z lewa i prawa, ale wystarczająco, do przysparzania ogromnych kłopotów, zwłaszcza ekonomicznych. Bo podobno inżynieria i ekonomia nie znoszą charyzmatyków, chociaż ostatnio, taki jeden, najpewniej opatrzony tym boskim atrybutem coraz częściej w telewizorium się pojawia.
Natomiast w mojej kochanej Łodzi, lokalni, oczywiście charyzmatyczni radni, zafundowali nam halę „Arena”, która biedaczka stoi pusta, bo w najmie bardzo droga i wytwarza co rok deficycik. Bo nie policzyli niebożęta przyszłych kosztów utrzymania tej wspaniałości. Mało tego, zastanawiają się nad budową kolejnej kosztownej zabawki w postaci Specjalnej Strefy Sztuki (w skrócie SSS), o której przyszłe koszty utrzymania też nikt, póki co się nie martwi.
Tyle, że znający się na rzeczy informują, iż lokalni przywódcy, a także i wielu centralnych, ubiega się o stanowiska nie z powodu posiadania rzeczonego wyżej atrybutu boskiego, ale z powodu braku kwalifikacji do innego zajęcia, dającego przyzwoite środki na utrzymanie.
Dlatego Drogi Czytelniku, jak widzisz w telewizorium, czy na jakimś wiecu przemawiającego z pasją polityka, obiecującego Ci nowe muzea, hale sportowe czy stadiony „mundzialowe” to wiedz, że ten ogień zeń bijący, to nie tyle charyzma, ile ogromne zdolności aktorskie, no i oczywiście też pasja w walce o zatrudnienie. Bo taki kosztorysu nie obliczy, a z czegoś żyć musi!
A za utrzymanie tych cudowności i tak Ty zapłacisz!
Jak to dobrze, że są bardzo dobrzy, dobrzy, przeciętni a nawet marni kosztorysanci, natomiast brak kosztorysantów charyzmatycznych!
Może dlatego, że tabliczka mnożenia nie znosi charyzmy?
Chociaż, wbrew temu wszystkiemu o czym było wyżej, rzadko, bo rzadko, ale zdarzają się jednostki, które posiadając charyzmę czynią wiele dobrego.
Kimś takim jest Jurek Owsiak i chyba trudno temu zaprzeczyć?!
I to byłoby chyba na tyle „w temacie” charyzma, o czym donosi zmuszony do napisania czegoś zmordowany, szczęśliwie nie posiadający charyzmy autor.