W ostatnich latach „mieszkaniówka” była lokomotywą branży budowlanej. Jeszcze na początku tego roku cieszyliśmy się z rekordowej liczby pozwoleń na budowę wydanych w 2021 r. Równocześnie zwróciliśmy uwagę firmom z branży budowlanej, w tym specjalizującym się w budowie obiektów kubaturowych, że w tym roku należy się liczyć ze spadkiem sprzedaży wyrobów i usług. A to dlatego, że deweloperzy mogą wstrzymać budowę części mieszkań w obawie, że nie będzie na nie wystarczająco dużo chętnych. Z kolei na budujących domy jednorodzinne zniechęcająco oddziałują drożejące kredyty oraz szalejące ceny wielu wyrobów budowlanych. Niestety, wygląda na to, że ten czarny scenariusz się sprawdza. Złudzeń nie pozostawiają nie tylko statystyki budowlane GUS. Np. po pięciu miesiącach liczba mieszkań, których budowę rozpoczęli deweloperzy była niemal o jedną czwartą mniejsza niż w analogicznym okresie przed rokiem. Katastrofalne są także dane Biura Informacji Kredytowej dotyczące kredytów hipotecznych (rys. 1). W maju banki udzieliły ich zaledwie 13,6 tys., czyli najmniej od lutego 2015 r. Z kolei liczba złożonych w czerwcu br. wniosków o kredyt hipoteczny była o ponad 18% mniejsza niż w maju i aż o blisko 60% mniejsza niż w analogicznym okresie ub. roku. Załamanie kredytowe może więc być większe niż po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r.

Deweloperzy budują mniej 

Jak silna jest zależność między rynkiem mieszkaniowym oraz rynkiem kredytów hipotecznych przypomniały pogarszające się wyniki sprzedażowe firm deweloperskich w miastach, w których popyt na mieszkania jest największy. Zdusiły go nie tylko drożejące kredyty, ale także obawy związane ze skutkami gospodarczymi wojny w Ukrainie oraz obowiązująca od kwietnia rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), która drastycznie ograniczyła zdolność kredytową potencjalnych nabywców mieszkań.

Z danych bigdata.rynekpierwotny.pl wynika, że w pierwszym półroczu deweloperzy w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Łodzi, Poznaniu i Katowicach sprzedali łącznie niespełna 18 tys. mieszkań, co jest wynikiem gorszym od ubiegłorocznego aż o 36%. Oczywiście sytuacja w poszczególnych miastach jest zróżnicowana (rys. 2). Najbardziej zmniejszył się popyt we Wrocławiu (aż o 46%) i Warszawie (o 42%).