Program Mieszkanie+ można uratować pod warunkiem, że budową mieszkań na wynajem zajmą się profesjonaliści.
 

Program rodzina 500+ napędził konsumpcję.
Program mieszkanie+ napędzi gospodarkę, przy czym nie trzeba „mieć jej we krwi”.
We krwi bywa cholesterol, cukier, adrenalina, alkohol, a gospodarkę - trzeba mieć w głowie.
 

Wydaje się, że w końcu zrozumiano, iż budować potrafią nieliczni, ale w dalszym ciągu topi gospodarkę nie uwzględniając, że potrzebuje ona mieszkań na wynajem.
W latach 2015-2016 osoby odpowiedzialne za przygotowanie i realizację programu mieszkanie+ straciły rok i duże pieniądze na opracowanie analizy zapotrzebowania na mieszkania na wynajem, kiedy z „programu gospodarczego Morawieckiego” oraz z porównania wskaźnika mieszkań na wynajem w ogólnej puli mieszkań Polski i krajów rozwiniętych wynikało, że aby Polska rozwijała się do ich poziomu należy natychmiast przystąpić do budowy zbliżonych do tych krajów ilości mieszkań na wynajem.
 

Nowoczesna gospodarka oraz rynek pracy zubożony przez emigrację dwóch milionów młodych, zdrowych, wykształconych, kreatywnych Polaków wymusza mobilność pracowników.
 

W pierwszej kolejności należy zbudować mieszkania dla pracowników budowlanych zatrudnionych na wielkich budowach:

- centralnego portu komunikacyjnego (inwestycja projektowana w szczerym polu, do budowy a później jej obsługi prognozuje się zatrudnienie ok. 20 tys. osób),

- fabryki samochodów elektrycznych (miliona rocznie!),

- przekopania Mierzei Wiślanej i

- reaktywowania portu morskiego w Elblągu; docelowo z myślą o obsługujących te inwestycje.
 

Z prostego rachunku wynikało, że do 2030 roku należy wybudować 500 tys. mieszkań na wynajem.
 

W czerwcu 2016 r. kiedy ówczesna Premier RP publicznie prezentowała program mieszkanie+ powtarzając, że czynsz najmu będzie niski (8-10 zł/m² p.u. mieszkania), bo domy będą budowane na gruntach państwowych (2.500 zł/m²), zaś najemca po 20-30 latach może stać się właścicielem wynajmowanego mieszkania. Kazimierz Smoliński odpowiedzialny za realizację programu, zapytany przez dziennikarza ile mieszkań na wynajem będzie rocznie budowane, odmówił odpowiedzi z uzasadnieniem „aby nie szydzono z programu, jak to miało miejsce przy programie 'trzy miliony mieszkań'”.
 

Gdy po roku okazało się, że nie ma terenów państwowych pod budownictwo mieszkaniowe tam, gdzie istnieje zapotrzebowanie na pracę, zmieniono odpowiedzialnego za realizację programu na osobę, która natychmiast ogłosiła, że do roku 2019 wybuduje 100 tys. mieszkań na wynajem, a nowy v-ce minister (nowego ministerstwa) pod budownictwo mieszkaniowe wskazał „tereny zielone” w obrębie dużych miast, w tym komunalne (np. na Odolanach i Jeziorkach w Warszawie) – tereny wymagające czasu (3-5 lat) i ogromnych pieniędzy na ich uzbrojenie, a koszty z tym związane przekroczą koszty budowy budynków mieszkalnych, szkół i przedszkoli, infrastruktury komunalnej. Premier RP skorygował wypowiedź nowego ministra stwierdzając, że do roku 2019 rząd przygotuje budowę 100 tys. mieszkań na wynajem. Obecnie twierdzi się, że rząd będzie budował rocznie 100 tys. mieszkań – nie mówiąc od którego roku.
 

Po zderzeniu z rzeczywistością, rozpoczął się proces wycofywania się z budowy mieszkań na wynajem w ramach programu Mieszkanie+.
Na początek ogłoszono, że:

  1. nie będzie sektora socjalnego w programie Mieszkanie+,
  2. rząd będzie pomagał „klasie średniej” przez dopłaty do czynszu z budżetu Państwa.
     

Po niepowodzeniach programu Mieszkanie+ w zamian zgłoszono hasło „Mieszkanie na start”, podobnie jak programem 500+, obciążając tym obowiązkiem gminy.
 

Na budownictwie znają się wszyscy, budować potrafią nieliczni, budowę mieszkań należy powierzyć profesjonalistom i to jak najszybciej.
Uwzględniając sytuację na polskim rynku pracy opartym na robotnikach „ze wschodu” oraz widmo dalszego jego „zubożenia” po wyjeździe z Polski tychże robotników, stratą czasu jest dywagowanie czy program Mieszkanie+ można uratować. Program ten musi być realizowany z uwagi na potrzeby gospodarki.