Deweloperzy poparli walkę z patologiami, ale…

Pierwotny projekt nowelizacji warunków technicznych zakładał wejście w życie nowych przepisów z początkiem 2024 r. Jednak na prośbę Polskiego Związku Firm Deweloperskich minister rozwoju i technologii przesunął ten termin o trzy miesiące. Gdyby tak się nie stało, deweloperzy mieliby potężny problem, bo nie zdołaliby dostosować wszystkich projektowanych inwestycji do wprowadzonych zmian. Tym bardziej, że wśród nich są takie, które radykalnie zmieniają reguły gry. Przykładowo, minimalna odległość, jaką budynki mieszkalne o czterech piętrach lub więcej muszą utrzymywać od granicy działki, zostanie zwiększona do co najmniej pięciu metrów, bez względu na to, czy w ścianie budynku znajdują się okna lub drzwi, czy nie. Dotychczasowa minimalna odległość wynosiła trzy metry w przypadku ścian bez okien lub drzwi, a dla ścian z oknami lub drzwiami – cztery metry.

Z korzyścią dla mieszkańców

Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda tłumaczy, że wymaga tego walka z patologiami na rynku mieszkaniowym. Równocześnie zaznacza, że większość inwestycji deweloperskich jest realizowanych z poszanowaniem przepisów i norm społecznych. Jednak, jak w każdej branży, także i w deweloperskiej trafiają się „czarne owce”. Takim firmom zależy wyłącznie na maksymalizowaniu zysków. W związku tym ogólnodostępne części wspólne są ograniczane do minimum. W praktyce oznacza to, że budynki powstają bardzo blisko siebie, więc sąsiedzi zaglądają sobie do okien, a mieszkania pozbawione są jakiejkolwiek prywatności. Innym przykładem patologii są osiedla z placami zabaw, które dzieciom służą tylko w teorii, czy też z miejscami parkingowymi pod samymi oknami. Oczywiście dla kupujących mieszkania zmiany w warunkach technicznych budowanych w przyszłości osiedli są bardzo korzystne, jeśli chodzi o komfort zamieszkania. Trzeba też jednak zaznaczyć, że odbije się to na kosztach budowy – mogą wzrosnąć z tego tytułu ceny mieszkań.