Wkład własny – co najmniej 10-20% ceny mieszkania lub domu – to bariera nie do pokonania zwłaszcza dla młodych, którzy najmują mieszkania. I właśnie głównie z myślą o tych, którzy mają wystarczająco wysokie dochody, ale nie są w stanie odłożyć kilkudziesięciu tysięcy złotych na wkład własny, rząd przygotował projekt ustawy „o gwarantowanym kredycie mieszkaniowym oraz o spłatach tego kredytu dokonywanych w związku z powiększeniem gospodarstwa domowego”. Co ciekawe, mimo krytycznych opinii części ekspertów, Sejm uchwalił tę ustawę w ekspresowym tempie, i to ogromną większością głosów. Za jej przyjęciem zagłosował nie tylko PiS, ale i Koalicja Obywatelska. Dodajmy, że ustawa przewiduje aż sześciomiesięczny okres przejściowy. W ofercie banków kredyty mieszkaniowe bez wkładu własnego powinny się więc pojawić pod koniec I półrocza 2022 r.

Amatorów najpewniej nie zabraknie. Przynajmniej kilkaset tysięcy młodych, wykształconych, pracujących, i coraz lepiej zarabiających Polek i Polaków najmuje mieszkanie lub gnieździ się przy rodzinie. Bo choć byłoby ich stać na spłatę rat hipoteki, to nie mają wkładu własnego, gdyż np. co miesiąc regulują czynsz najmu i nie mają z czego nań odłożyć.

Zgodnie z ustawą, wymagany przez banki 20% wkład lub jego część (nie mniej niż 10%) poręczy państwo za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Przy czym kwota poręczenia nie będzie mogła przekraczać 100 tys. zł. Tylko czy takie rozwiązanie nie przyniesie więcej szkód niż pożytku? Eksperci zwracają uwagę, że rynek mieszkaniowy już teraz rozgrzany jest do czerwoności. Ponieważ kredyty mieszkaniowe są rekordowo tanie, a banki nie stosują nadmiernych ograniczeń, nie brakuje chętnych na zakup mieszkań, i to zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. W największych miastach deweloperzy nie nadążają z podażą mieszkań. Niestety, ich ceny rosną w dwucyfrowym tempie.