Nie da się ustalić, ilu robotników budowlanych pracuje na czarno. Wszelkie statystyki są jedynie szacunkowe, jednak eksperci zajmujący się rynkiem wskazują, że nawet 50 % zatrudnionych na budowach zarobkuje nie odprowadzając składek na ubezpieczenie społeczne i podatków. Czynią to bez żadnych pisemnych umów czy porozumień. Na pytanie, czy przedsiębiorcom opłaca się przerzucanie swych środków do szarej strefy, muszą sobie odpowiedzieć przede wszystkim sami zainteresowani.
Praca na czarno nie jest tylko pojęciem technicznym, jej prawna definicja znajduje się w ustawie z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy[1]. W myśl jej przepisów nielegalnym zatrudnieniem jest zatrudnienie przez pracodawcę osoby bez potwierdzenia na piśmie w wymaganym terminie rodzaju zawartej umowy i jej warunków, a także niezgłoszenie osoby zatrudnionej lub wykonującej inną pracę zarobkową do ubezpieczenia społecznego, lub też powierzenie wykonywania pracy cudzoziemcowi nieposiadającemu zezwolenia na pracę[2]. Na równi z nielegalnym zatrudnieniem traktuje się także powierzanie lub podejmowanie pracy przez bezrobotnego, o ile żadna ze stron nie powiadomi o tym właściwego powiatowego urzędu pracy. Z punktu widzenia państwa legalność zatrudniania jest na tyle istotna, że zgodna wola stron chcących utrzymać swoją umowę bez pisemnego jej wyrażenia nie ma tu prawnego znaczenia; nie ma miejsca na autonomię stron. Na stróża wyznaczono wojewodę, jako najwierniejszego przedstawiciela rządu w terenie. Ten zaś oprócz na własnych pracowników może liczyć na wsparcie urzędów celnych, do których de facto należy także kontrolowanie pracy zarobkowej cudzoziemców, jak również związków zawodowych, organizacji pracodawców, Państwowej Inspekcji Pracy, Policji, ZUS-u, Straży Granicznej oraz urzędów kontroli skarbowej. Kontakt z jednym z wymienionych organów, choć pozornie niezwiązany z legalnością zatrudnienia, może zakończyć się niespodziewanie dochodzeniem w sprawie zatrudniania osób „na czarno”. Oczywiście trzeba mieć także na względzie wszechobecną w naszym kraju „obywatelską” postawę firm konkurencyjnych zawsze gotowych wspomóc organy państwa w przywracaniu praworządności. Donosy bowiem stanowią istotne źródło informacji urzędu o szarej strefie; informacji dokładnej i precyzyjnej, której urzędnik często nie jest w stanie w natłoku działań zdobyć.
Sprawdzania obecności szarych stref wojewoda może dokonać praktycznie w każdym podmiocie występującym w obrocie gospodarczym: u pracodawców, u przedsiębiorców niezatrudniających pracowników, u osób fizycznych. Forma prawna przedsiębiorstwa oraz kwestie własnościowe nie mają tu znaczenia. Czynności w terenie prowadzone są przez zespoły pracowników komórek ds. legalności zatrudnienia, które są organizacyjnie usytuowane w wydziałach spraw społecznych urzędów wojewódzkich. Kontrolerzy mogą wejść do firmy w każdym czasie, nawet w dniach wolnych od pracy, czy w porze nocnej. Wizyta zazwyczaj jest niezapowiedziana, czasem może wyglądać wręcz jak łapanka w czasach okupacji, jednak takie działanie pozostaje w zgodzie z procedurami określonymi w przepisach. Istotne jest, by urzędnik przeprowadzający kontrolę wylegitymował się i okazał stosowne upoważnienie. Gdy już to uczyni, może swobodnie sprawdzać tożsamość wszystkich osób zatrudnionych i obecnych na terenie kontrolowanego podmiotu, może przesłuchać praktycznie każdą osobę, a także żądać składania wyjaśnień dotyczących charakteru obecności w miejscu prowadzenia działalności; może badać związane z przedmiotem kontroli dokumenty i sporządzać z nich kopie; może także nagrywać obraz i głos, robić zdjęcia. Przedsiębiorcy pozostaje dzielnie znosić wszelkie uciążliwości z tym związane, udostępniając dokumenty i udzielając wyjaśnień; kontroler i tak zrobi, co ma zrobić. Stawka, o którą toczy się gra, bywa czasem niemała. Kary za zatrudnianie bezrobotnych bez poinformowania o tym fakcie właściwego urzędu pracy, powierzanie pracy cudzoziemcowi nieposiadającemu pozwolenia na pracę, czy w końcu przypadki utrudniania kontroli mogą zakończyć się karą finansową w granicach 3000 do 5000 złotych. Gorzej jednak, gdy ujawniony zostanie brak zgłoszenia pracownika do ubezpieczenia społecznego lub zgłoszenie nieprawdziwych danych mające wpływ na prawo do świadczeń albo ich wysokość, nawet jeśli nastąpiło to za zgodą samego zainteresowanego. W takim przypadku można mieć bliskie spotkanie (trzeciego stopnia) z prokuratorem, a w jego następstwie wyrok karny, który niestety każdorazowo odnotowywany jest w rejestrze skazanych. Później udział w publicznych przetargach, w których wśród innych dokumentów trzeba złożyć zaświadczenia o niekaralności, może być znacznie utrudniony.
Oczywiście głupotą byłoby liczyć na lojalność zatrudnianego na czarno pracownika. Ten, mając kłopoty, będzie starał się za wszelką cenę uniknąć odpowiedzialności i przy okazji może dodatkowo pogrążyć firmę. Często, po kontrolach legalności zatrudnienia, pracownicy nie mając już szansy na pracę celowo wytaczają powództwa o ustalenie istnienia stosunku pracy i zeznają w sądzie przeciw zatrudniającemu, szeroko rozpowiadając, że padli ofiarą wybitnego oszusta i niegodziwego przedsiębiorcy. ZUS (w drodze samoistnej decyzji administracyjnej lub polegając na wyroku sądu pracy ustalającego istnienie stosunku pracy) określa okres podlegania ubezpieczeniu społecznemu i wymierza składki wraz z odsetkami. Kwota, którą czasem przychodzi zapłacić ZUS-owi, przewyższa wielokrotnie wysokie kary nakładane przez sąd.
Jednak mimo znacznych dolegliwości finansowych i groźby skazania za przestępstwo w związku z nielegalnym zatrudnianiem, wielu małym firmom nadal „opłaca się” szary proceder. Nie jest to dziwne, biorąc pod uwagę wzrastające koszty pracy i obciążenia fiskalne. W wielu jednak przypadkach wynika to także z pewnych uwarunkowań indywidualnych, strachu przed obciążeniem stałymi umowami, chęcią maksymalizowania zysków za wszelką cenę. Do tego dochodzi pewna anonimowość firm wynikająca z trudności zlokalizowania małego przedsiębiorcy przez organy kontrolne. Jak wskazują doświadczenia krajów z bardziej stabilną gospodarką, zjawisko szarej strefy jest niestety nie do wyeliminowania, choć da się je znacznie ograniczyć także dzięki współpracy podmiotów większych, dla których istnienie nieuczciwej konkurencji przekłada się na wymierne straty finansowe, ponieważ duzi przedsiębiorcy (z uwagi na swoją rozbudowaną organizację i komplikację struktury) praktycznie nie mogą zatrudniać na czarno. Niestety, doświadczenia polskie wykazały, że możliwe jest ominięcie i tego mechanizmu – duży zleca roboty budowlane drobnym podwykonawcom, a dyktując im niskie ceny za usługi wymusza na nich działania pozaprawne, w tym niestety także nielegalne zatrudnienie. Pozostaje zadać sobie pytanie, w którą stronę na naszej drodze do Europy będziemy zmierzać: ku praworządnej Szwecji i Finlandii, czy może na wschód?
[1] Ustawa z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (Dz.U. nr 99, poz.1001, z późn.zm.)
[2] Art.2 ust.1 pkt 13 ustawy jw.