W czasie mojej kariery zawodowej kilka razy słyszałam krytyczne opinie na temat KNR-ów. Kiedyś takie poglądy budziły we mnie wątpliwości. Czy faktycznie materiał opracowany dzięki zaangażowaniu tak wielu ludzi może być nieprzydatny? Dziś jestem pewna, że rezygnacja z użycia katalogów jest błędem, co postaram się uzasadnić.

Kilka słów o KNR-ach

Z założenia KNR-y, czyli Katalogi Nakładów Rzeczowych – to dość czytelne opracowania, określające normy nakładu pracy zespołów roboczych i pracy maszyn oraz normy ilości zużycia materiałów, niezbędnych do wykonania poszczególnych robót budowlanych. Pierwsze katalogi ukazały się w latach osiemdziesiątych XX wieku i są wydawane aż do dziś (np. KNR-AT). Aby katalog mógł powstać, najpierw zespół autorów określa ilość zużycia materiałów, mierzy czas pracy robotników, czy też sprzętu (w celu mierzenia czasu pracy utworzono nawet specjalne stanowisko – chronometrażysta). Następnie analizuje się zebrane dane celem określenia uśrednionych rezultatów, które zostają zebrane w tabele nakładów, stanowiących główną część KNR-ów. Tabele te poprzedzone są opisem przyjętych założeń ogólnych i szczegółowych, znajdujących się przed każdym z rozdziałów katalogu. Można w nich znaleźć, m.in.:

  • Wykaz przyjętych oznaczeń i rodzajów robót.
  • Zasady przedmiarowania, rozwiązujące wiele spornych kwestii dotyczących kosztu wykonania robót, jak np. minimalną wielkość otworów, które należy odejmować od powierzchni sprzedawanego elementu, zasady określania objętości fragmentów podlegających rozbiórce i mnóstwo innych, nigdzie indziej nieznormalizowanych kwestii.