Przystępując do sporządzania kolejnej kalkulacji kosztorysowej (któż by zliczył, która to już w moim życiu) jak zwykle natknąłem się na dylemat, jaką zastosować stawkę „R”, jakie dać narzuty? Z własnego doświadczenia, jak i z licznych rozmów z kolegami po fachu, wiem, że istnieje przynajmniej kilka sposobów podejścia do powyższego tematu.
Większość z nas rozróżnia jednak dwa zasadnicze przypadki.
Pierwszy, to taki gdy inwestor dysponuje środkami publicznymi i w konsekwencji ogłaszany jest oficjalny przetarg; drugi – gdy inwestor dysponuje środkami prywatnymi.
Jeśli zależy nam na wygranej w przetargu publicznym, to w zdecydowanej większości, jeżeli chodzi o wysokość stawki r-g i narzuty, do pierwszego przypadku podchodzimy ostrożniej. W drugiej sytuacji zaś pozwalamy sobie na większą swobodę i często próbujemy najpierw wybadać inwestora, sprawdzając ile jest w stanie zapłacić, jak bardzo rozeznany jest na rynku budowlanym i dopiero wówczas przyjmujemy odpowiednią wysokość stawki r-g i narzutów.
Te dwa zasadnicze przypadki wprowadzają jeszcze jeden dodatkowy czynnik. O ile w zamówieniach publicznych inwestor w specyfikacji najczęściej wymaga podania składników kosztowych stosowanych przez oferenta w kosztorysie, to dla inwestora prywatnego nie mają one praktycznie znaczenia. Inwestor prywatny bowiem przede wszystkim bazuje na cenie jednostkowej wykonania roboty od najprostszego elementu (np. 1 m3 konstrukcji żelbetowej), poprzez cenę stanu surowego nadziemia, kończąc na koszcie całkowitym obiektu. Te elementy stanowią dla niego podstawę do wybrania oferenta. W przypadku wystąpienia robót dodatkowych, w tej samej technologii wykonania, przyjmuje się cenę jednostkową z kosztorysu ofertowego. Oczywiście pomijam przypadki robót długoterminowych, w których warunki wykonania, ceny materiałów i kosztów ogólnych mogły ulec zmianie i wymagana będzie w tym miejscu nowa, uaktualniona kalkulacja. Nikt więc nie mówi tu o stawce i narzutach, to sprawa wewnętrzna wykonawcy.
Przy zamówieniach publicznych, w specyfikacji istotnych warunków zamówienia, w większości przypadków jako główne kryterium wyboru wykonawcy podawana jest cena wykonania inwestycji. Inwestorzy często też wymagają podania stawki r-g, wg której sporządzono kalkulację oraz narzuty kosztów pośrednich i zysku.
Podając do przetargu stawkę r-g i narzuty wykonawca doskonale zdaje sobie sprawę (a w każdym razie - powinien), czy zapewnią one należyty zysk za wykonaną pracę, czy jest to tylko na pokaz, a zysków trzeba szukać gdzie indziej. W końcu otrzymując dane z księgowości o płacach pracowników, obciążeniach podatkowych, ZUS-ie i innych kosztach utrzymania firmy oraz niezbędnych środkach na rozwój, każdy spokojnie sobie wyliczy ile tak naprawdę kosztuje roboczogodzina pracownika na budowie. Żeby podać składniki kalkulacyjne do przetargu, wcześniej otrzymaną wartość trzeba (niekiedy w sposób sztuczny) rozłożyć na składniki: r-g i narzuty. W tym miejscu można natrafić z kolei na przypadek, gdy wyniki są zbyt wygórowane, by wygrać przetarg (co z tego, że dobrze obliczone) i oferta odpadnie. Może być też tak, że kalkulacja jest dobra (wykonawcy/kosztorysanci poruszają się przecież nie od dziś w świecie przetargów budowlanych i wiedzą, jakie są „obowiązujące” stawki) i daje sporą szansę na wygranie przetargu i uczciwy zarobek. Co jednak w sytuacji, gdy stawka jest za wysoka, a wykonawca koniecznie chce wygrać przetarg? Najczęściej ją sztucznie obniża, a ponieważ tajemnicą nie jest, że na swoje trzeba wyjść, więc oszczędności szuka w tym, co stanowi największy koszt inwestycji, czyli w materiałach. O ile na samym początku prawie każdy zakłada, że i tak na materiałach będzie mieć dodatkowy zysk, to oczywiście z mniejszym lub większym bólem obniża ich cenę w kosztorysie – po prostu tym razem mniej kasy wpłynie do kieszeni. Co jednak, gdy materiały są już na takim poziomie, że obniżenie ceny może spowodować, że dołoży się do interesu? Poza tym doskonale wiadomo, że przy robotach długoterminowych niezmiernie trudno przewidzieć zachowanie się rynku materiałowego – idealnym przykładem na to był ubiegły rok. Dochodzi więc do sytuacji, że aby nie pójść z torbami wykonawca będzie musiał zastosować materiały gorszej jakości, bądź nie zachowa reżimu technologicznego. Są to sytuacje, do których nie wolno nam dopuścić, gdyż skutki takiego postępowania mogą grozić nawet katastrofą budowlaną. Niestety, znajdą się pewnie i takie jednostki, które spróbują stosować powyższe praktyki.
Jak więc mało zorientowany inwestor może ustrzec się przed takimi przypadkami, czy wręcz procederami?
Po wyborze oferenta, każdego inwestora czeka droga skrupulatnego śledzenia, czy wykonawca stosuje przewidziane w projekcie materiały i zachowuje wymagania technologiczne – tu najważniejszą rolę spełnia inspektor nadzoru. On i ewentualnie jego pomocnicy będą musieli zadbać o wszystkie powyższe kwestie. Od ich kompetencji czasem może zależeć bardzo wiele...
Jeżeli mamy do czynienia z inwestorem doskonale orientującym się w realiach rynku budowlanego łatwiej będzie mu śledzić poczynania wykonawcy. Po prostu zwróci on szczególną uwagę tylko na te elementy, gdzie podejrzewa iż wykonawca przyjął zbyt niską cenę jednostkową. Jeżeli tej świadomości nie ma, pozostaje bieżąca kontrola na budowie.
Jak więc na tle powyższych rozważań wygląda tzw. stawka minimalna?
Wyliczona w oparciu o płacę minimalną obowiązującą w Polsce w 2008 r. stawka robocizny kosztorysowej wynosi
9,58 zł/r-g
Zatem przyjmując taką (lub niższą) stawkę do kosztorysu, aby uczciwie zapłacić pracownikom w firmie i podołać obciążeniom należałoby jako narzuty przyjąć – koszty pośrednie może ze 100%, a zysk z 50%, co oczywiście będzie potraktowane, delikatnie mówiąc, z uśmiechem politowania ze strony inwestora. W praktyce nie przyjmuje się więc tak wysokich narzutów, tylko te bardziej tradycyjne na poziomie 60÷70% dla Kp i 10÷15% dla zysku. Powstaje wówczas uzasadnione podejrzenie o stosowanie praktyk opisanych powyżej – stosowanie nie tych materiałów, nie tej technologii. Smutne? Przerażające? Życzmy sobie więc, by firm stosujących tego typu chwyty było jak najmniej na rynku budowlanym, a te które chwyci się na gorącym uczynku na takich działaniach, by nieprędko znalazły nowego inwestora. Nie wspominając już może o konieczności zmienienia prawa, tak aby kary były wreszcie współmierne do wykroczenia. Może naprawdę wysoka, dotkliwa grzywna, czy nawet pozbawienie wolności pomogłoby niektórym cwaniaczkom bardziej wnikliwie spojrzeć na problem uczciwości budowlanej...
Na zakończenie ostatnia konkluzja, która sama się nasuwa. Szanowny Inwestorze, gdy zobaczysz śmiesznie niską stawkę r-g podaną w kosztorysie, od razu powinna zapalić Ci się w głowie czerwona ostrzegawcza lampka. Musisz mieć w takiej sytuacji świadomość, że z pewnością to, co Cię czeka, to nie będzie łatwa inwestycja.