Po opisaniu, w jednym z poprzednich numerów „BzG”, powodów likwidacji mojej, działającej od 25 lat pracowni kosztorysowej osiadłem z kretesem na emeryturze. Lokal wynajmowany na pracownię trzeba było opuścić! Największe kłopoty miałem z likwidacją ogromnych zbiorów katalogów, notowań cenowych, które prenumerowałem przez te wszystkie lata. Trudno nie wspomnieć o kosztorysach, weryfikacjach czy wydanych opiniach. Wielkość tych zbiorów była przyczyną, że żadna z zaprzyjaźnionych z moją firmą pracowni kosztorysowych nie była w stanie z braku miejsca ich przejąć. Zbiory zostały częściowo uratowane przez Politechnikę Łódzką, dzięki wstawiennictwu jak zwykle niezawodnego, wieloletniego działacza PZITB - dr. inż. Andrzeja Nowakowskiego, któremu tą drogą składam serdeczne podziękowania.

 

*

 

W mediach ostatnio obserwujemy dyskusję w sprawie ograniczenia stosowania w przetargach do zamówień publicznych tak zwanego kryterium najniższej ceny.

Czegóż to dyskutanci (co najgorsze zaliczani do grona ekspertów) nie wypisują.

Znajdujemy „cenę rażąco niską”, a ostatnio pomysł takiego kalkulowania kosztorysów (ofertowych) by praca w nich była wyceniana na podstawie co najmniej płacy minimalnej (patrz - Pzp). Czy to znaczy, że oczekujemy powrotu do kalkulowania ofert metodą szczegółową? No, bo przy coraz powszechniejszej kalkulacji uproszczonej i scalaniu czynności kalkulowanych w wysoko zagregowane pozycje kosztorysowe, określenie wysokości zastosowanej tam robocizny raczej nie jest możliwe.

Dopiero teraz nasi prawodawcy wpadli na prosty sposób, polegający na przyrównaniu ofert do wartości kosztorysowej inwestorskiej i określeniu dopuszczalnej różnicy pomiędzy wartością inwestorską a ceną ofertową.

 

Niestety tu widzę poważny problem, gdyż mamy coraz mniej ekspertów znających zasady kosztorysowania. Natomiast przedmiary i kosztorysy inwestorskie są coraz gorszej jakości z powodu potężniejącego czarnego rynku, byle jakich „usług kosztorysowych”, a także z coraz powszechniejszych realizacji w wygodnym dla leniwych inwestorów systemie „Design&Building”. Bo zwłaszcza w tym systemie, z uwagi na ogromną swobodę w metodyce obliczania wartości/ceny kosztorysowej na podstawie ogólnikowo opracowanego programu funkcjonalno-użytkowego, ustalenie czy w kalkulacji uwzględniono postulowaną przez „ekspertów” płacę minimalną jest, twierdzę, po prostu niemożliwe.

Ale co najgorsze, ta wartość/cena w P.F.-U. zawsze będzie nie najwyższa, średnia, czy najniższa, ale po prostu sufitowa!

 

**

 

W mediach obserwujemy też burzliwą dyskusję m.in. w sprawie poważnych opóźnień budowy terminalu LNG w Świnoujściu. Decyzja o budowie gazoportu zapadła w 2006 r. i została uznana przez Radę Ministrów za inwestycję strategiczną dla Polski! Zaplanowany koszt tej inwestycji to 2,5 mld zł finansowany poza wkładem własnym z dodatkowych trzech źródeł jak: „Europejski program energetyczny na rzecz naprawy gospodarczej” (dotacja), „Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko” (dotacja) i „Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju” (kredyt). Realizatorem jest potężne konsorcjum firm krajowych i zagranicznych.

Termin wykonania początkowo ustalono na 30 czerwca 2014 r. i niebawem przesunięto na 30 grudnia 2014 r. Niestety ten drugi termin również okazuje się mało realny, bowiem czytamy w prasie o konieczności przesunięcia go na rok 2015, a może i 2016. Co jednak najgorsze, dochodzą wieści o nienajlepszej jakości budowanych potężnych zbiorników na gaz. Czytamy o chyba tysiącach (oby to okazało się nieprawdą) wadliwie zaaplikowanych w konstrukcję nitów.

Czyżby wykonawcy nie dysponowali „Specyfikacją techniczną wykonania i odbioru robót”, w której sposób nitowania tak ważnej konstrukcji został fachowo opisany?

A nawet jeśli był opisany, to czy nie zatriumfowała znowu najniższa cena?

No i już w trakcie budowy zaczęły się dyskusje – np. o systemie ogrzewania gazu poprzez pobór ciepła z wody morskiej. Takie wieści pozwalają snuć gorzkie przypuszczenie, że na tej budowie, jak na wielu innych publicznych, procesy projektowania i związane z tym procesem konieczne analizy są prowadzone równolegle z wykonywaniem robót budowlanych.

A jak wyżej zauważyłem, decyzja o budowie zapadła w 2006 r., prace geologiczne i geodezyjne zakończono w 2010 r., a kamień węgielny położył pan premier 23 marca 2011 r. Można się łatwo domyślać, że rozpoczynając budowę wykonawcy nie dysponowali projektami wykonawczymi, kosztorysami, WKI, nie wspominając o ważnej „Specyfikacji technicznej wykonania i odbioru robót”. Nasuwa się istotne pytanie, czy jest możliwe budowanie bez posiadania wymienionego w poprzednim zdaniu zbioru dokumentacyjnego. No bo np. skąd się „wzięła” zapisana wyżej kwota 2,5 mld zł wartości inwestycji?

 

 

W czasach „peerelu”, w biurze projektów o specjalności przemysłowej, w którym pracowałem przez 30 lat, projektowaliśmy potężne zakłady zaopatrując budowy w solidnie opracowane i co najważniejsze ZWERYFIKOWANE projekty, kosztorysy i zbiorcze zestawienia kosztów, a także analizy ekonomiczne. I to opracowywane w nienajdłuższych terminach. Oczywiście, mając na uwadze panujący wówczas system nakazowy i ceny (he, he) urzędowe, uzyskiwaliśmy efekty ekonomiczne nieco „księżycowe”. Ale pod względem programowym i technicznym nasze dzieła jeśli zawierały jakieś błędy to raczej drobne i łatwe do usunięcia.

 

Zachodzę w głowę, jak obliczono łączną wartość inwestycji gazowej na 2,5 mld zł. Jeśli tę wartość zawyżono, to ktoś dostanie solidny prezent, natomiast jak zaniżono, to dopiero zaczną się kłopoty! Oczywiście zaplanować wartość inwestycji trzeba, bo nie można inaczej, ale potem tę wartość chyba trzeba na podstawie projektów uściślić w kosztorysach i zestawić w WKI?!

Bo w końcu, po jakie licho pojawił się nam w rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z 2 września 2004 r. PROJEKT WYKONAWCZY?

 

Kiedy wreszcie sprawą metody ustalania cen ofertowych (w ustawie Pzp) zajmą się eksperci, ale tacy znający się na budownictwie, a zwłaszcza na kosztorysowaniu robót budowlanych?