W cyklu "z życia kosztorysanta" nie może zabraknąć rozważań na temat rozliczenia za wykonywane opracowania kosztorysowe. Nie oszukujmy się, zawód kosztorysanta nie należy do zawodów, które wykonujemy jako nasze hobby. Jest to praca, za którą każdy przede wszystkim spodziewa się stosownego wynagrodzenia. Co oznacza użyte słowo "stosowne" wynagrodzenie? Ile trzeba zapłacić za wykonanie kosztorysu?

Kilka lat temu koleżanka Renata Niemczyk napisała artykuł, przedstawiający problem rozliczenia robót kosztorysowych wraz z analizą konkretnych przypadków (patrz – BzG 2/2009). Choć stawki co prawda zmieniły się od tamtego czasu, to samo podejście do wyceny robót kosztorysowych pozostało niezmienne i nie zamierzam popełniać swojego rodzaju plagiatu omawiając jeszcze raz to samo.
Ja chciałbym zająć się wyceną prac kosztorysowych w poszczególnych branżach, a co za tym idzie "równym" traktowaniem i wynagradzaniem kosztorysantów.

Kilka miesięcy temu, prowadząc szkolenie na poziomie podstawowym, odbyłem na przerwie ciekawą rozmowę z jednym z "młodych" kursantów starających się nabyć wiedzę, jak prawidłowo przygotować kosztorys w przypadku zamówień publicznych. Rozmowa nie dotyczyła jednak zagadnień formalnych, a kierunku specjalizacji. Ów młody człowiek, pragnął otrzymać ode mnie odpowiedź w jakiej branży powinien się specjalizować, tak by opracowywanie kosztorysów było jak najbardziej opłacalne w funkcji poświęconego czasu. Moim zdaniem rozmowa była bezprzedmiotowa, gdyż by specjalizować się w poszczególnych branżach najpierw trzeba nabyć wiedzę i doświadczenie merytoryczne. Tak naprawdę, poza wyjątkami potwierdzającymi regułę, nie znam kosztorysantów, którzy specjalizowaliby się w wykonywaniu kosztorysów we wszystkich branżach, tj. robotach budowlanych, elektrycznych i sanitarnych.

Temat jednak został poruszony i zmusił mnie do własnych rozważań. Przemyślałem też i przeanalizowałem rozliczenia w przeprowadzonych przeze mnie kompleksowych realizacjach dokumentacji kosztorysowej opracowywanych w kilku branżach.

Tak się zdarzyło, że otrzymałem wtedy zlecenie na opracowanie kosztorysów inwestorskich i przedmiarów robót modernizacji budynku szatni i łazienek w jednej z jednostek wojskowych. Współpracujący ze mną "instalatorzy" (działający już na moje zlecenie - sanitarny i elektryczny) przy przyjmowaniu zlecenia z wielką chęcią zgodzili się na zaproponowany, notabene przez Zamawiającego, system rozliczenia robót kosztorysowych, to jest ustaloną stawkę za jedną pozycję kosztorysową.

Miało wyjść dobrze, a wyszło jak zwykle. Po otrzymaniu kosztorysów od instalatorów, nawet ja byłem zdziwiony dokładnością i szczegółowością opracowania. Jak każdy się domyśli, wiązało się to również z ilością pozycji kosztorysowych. Liczba pozycji kosztorysowych w każdej z branż instalacyjnych zdecydowanie przekraczała ilość pozycji kosztorysowych w branży budowlanej, która to była głównym przedmiotem zamówienia, zarówno pod względem wartości robót, jak i pracochłonności opracowania kosztorysu.

Zamawiający, po analizie wyceny dokumentacji kosztorysowej oraz jej zawartości, podtrzymał co prawda system rozliczenia określony w zleceniu, jednak wezwał moją skromną osobę na "przesłuchanie". Na całe szczęście nie była to prokuratura czy sąd, jednak padały pytania nie tylko niewygodne, ale i bardzo trafione. Dla przykładu w kosztorysie inwestorskim na roboty elektryczne wytypowano kilkanaście pozycji, których wartość kosztorysowa była mniejsza od ceny jaką Zamawiający, zgodnie ze zleceniem, powinien zapłacić za ich opracowanie. Nie będę omawiał szczegółów, ale by zorientować czytelników - były to pozycje kosztorysowe dotyczące w szczególności przygotowania podłoża pod montaż osprzętu, łączenie przewodów, etc. Jak słusznie podniesiono - część tych czynności roboczych była już ujęta w robotach podstawowych (kosztorysant zamiennie stosował katalogi KNNR i KNR).

Całość opracowania kosztorysowego, mimo uwag inwestora, została obroniona. Jednak Zamawiający oświadczył, że jeżeli mamy dalej współpracować - przy kolejnych zleceniach rozliczenie będzie oparte na zasadzie ryczałtowej, bądź zostaną zróżnicowane stawki za pozycję kosztorysową w poszczególnych branżach. Po szybkim przeliczeniu okazało się, że gdybym przyjął zlecenie od zamawiającego na zasadzie ryczałtowej, a z kosztorysantami w poszczególnych branżach miałbym rozliczać się za pozycję kosztorysową, to za moją pracę, w wiodącej co do wartości i pracochłonności opracowania kosztorysu branży budowlanej, mógłbym nie otrzymać nawet złotówki.

 

 

Jeśli nawet - z pełną premedytacją przerysowałem problem, to nie oznacza, że on nie istnieje. Nie dotyczy to oczywiście kosztorysantów z branż instalacyjnych, gdyż w ich interesie w dalszym ciągu będzie leżało rozliczenie opracowań kosztorysowych za pozycję kosztorysową. Moim zdaniem wynagrodzenie za opracowania kosztorysowe powinno być adekwatne przede wszystkim do czasu poświęconego na opracowanie kosztorysu, a co za tym idzie, należy unikać łącznego rozliczenia wszystkich branż na tych samych warunkach w przypadku przyjęcia rozliczenia za pozycję kosztorysową.

Człowiek rozumny podobno uczy się na własnych błędach, dlatego przy realizacji kolejnej dokumentacji kosztorysowej byłem nieugięty i do rozliczenia za wykonanie kosztorysów instalacyjnych wymusiłem przyjęcie zasady ryczałtowej. Przy podobnej inwestycji nie dość, że zapłaciłem znacznie mniejszy rachunek, to i liczba pozycji kosztorysowych spadła przynajmniej o kilkadziesiąt procent.

Omawiając ten temat nie można zapomnieć o ustaleniu na etapie zlecenia opracowania dokumentacji kosztorysowej właściwego poziomu agregacji robót. Można przecież, dla przykładu, rozłożyć każdą instalację praktycznie na pojedyncze kształtki, kolanka, czy też w przypadku instalacji elektrycznych zaciski, wsporniki, etc. Jednak moim zdaniem, dla celów zarówno kosztorysu inwestorskiego jak i przedmiaru robót, wystarczającym poziomem agregacji jest wykonanie - dla przykładu 1 m danej instalacji. Kosztorys robi się przejrzysty zarówno dla Zamawiającego, jak i potencjalnego wykonawcy.

Istnieje jeszcze jedno zjawisko zaobserwowane przeze mnie w trakcie mojej praktyki w kosztorysowaniu. Zamawiający "lubią", gdy zamówiony kosztorys to istne tomisko, pożerające nawet całą ryzę papieru. Dlaczego? Po pierwsze zawsze można uzasadnić kwotę wydatkowaną na opracowanie. Po drugie w razie jakiejś kontroli - nikt o zdrowych zmysłach nie będzie nawet próbował się "przedrzeć" i sprawdzić co tam napisano na 243 stronie. Taka "teczka", często nawet nie jest otwierana. Zasada ta działa również w drugą stronę - gdy zamawiający otrzymuje kosztorys, który mieści się na jednej, bądź kilku stronach papieru formatu A4.
Swego czasu jedna z firm zamówiła wymagany przez bank kosztorys na budowę domu wielorodzinnego. Kosztorys miał być wykonany w formie i na zasadach wymaganych przez ów bank. Proszę sobie wyobrazić zdziwienie zamawiającego, gdy za, swoją drogą, niemałą sumę, otrzymał kilka kartek - z czego jedna to była strona tytułowa, dwie opisu i kolejne dwie stanowił kosztorys. Co wtedy usłyszałem zostawię dla siebie, jednak zamawiający zupełnie inaczej wyobrażał sobie to opracowanie i odmówił zapłaty do czasu zajęcia stanowiska przez bank udzielający kredytu. Bank opracowanie jak najbardziej przyjął, gdyż właśnie czegoś takiego oczekiwał.

Wracając do tematu rozliczeń między kosztorysantami i nadmiernego "nadmuchiwania" kosztorysów tylko i wyłącznie w celach związanych z wynagrodzeniem za opracowanie - jako kosztorysant z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem, potrafię - jak to się mówi z "zawiązanymi oczami", po wstępnej analizie kosztorysu określić jaki rodzaj rozliczenia był przyjęty przez Zamawiającego i wykonawcę dokumentacji kosztorysowej. Niestety w wielu przypadkach chęć "nabicia" liczby pozycji kosztorysowych ma negatywny wpływ na merytoryczną poprawność kosztorysu i generuje powtarzające się czynności robocze.

Reasumując, warto zastanowić się nad stopniowym odejściem od rozliczania opracowań kosztorysowych w zależności od "wygenerowanych" ilości pozycji kosztorysowych. Będzie to na pewno korzystne dla Zamawiającego i samych opracowań oraz pozwoli kształtować wartość wynagrodzenia w zależności od wniesionej pracochłonności, nie zaś stopnia agregacji poszczególnych katalogów nakładów rzeczowych.