Rok 2012 zawitał już na dobre, mistrzostwa Europy w piłce nożnej zbliżają się dużymi krokami, autostrady ciągle się budują. Mam nadzieję, że rok 2012 dla kosztorysantów będzie jeszcze lepszy niż poprzedni, czego wszystkim z nowym rokiem życzę. Chciałbym jednak jeszcze raz pochylić się nad końcówką roku 2011, widzianą zmęczonym już i jak się okaże "ślepnącym" okiem kosztorysanta.
Wcześniej muszę jednak na chwilkę wrócić do poprzedniego artykułu (patrz – BzG 4/2011). Rozważałem w nim formalne aspekty sporządzania przedmiaru robót będącego dokumentem składającym się na opis przedmiotu zamówienia w zamówieniach publicznych. Wniosek końcowy był następujacy - cytuję:
Pamiętacie Państwo taką piosenkę ? „Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień”? Skoro czterdzieści lat mija tak szybko, to co dopiero możemy powiedzieć o siedmiu latach. To wszystko tłumaczy, skoro rozporządzenie weszło w życie „jakby” wczoraj wieczorem.
Miałem więcej na ten temat nie pisać, bo po ośmiu już latach obowiązywania stosownych rozporządzeń wszystko powinno być znane i stosowane. Jednak tak nie jest i w ostatnim miesiącu natrafiłem na coś, co moim zdaniem powinno zostać skomentowane.
Tak więc, przygotowując się niedawno do wykładu i szukając w internecie (za pomocą "profesora Googla") prawidłowo wykonanego pod względem formalnym przedmiaru robót, zwróciłem uwagę na link do Wikipedii. Skoro Prezydent Komorowski dowiedział się z Wikipedii wszystkiego o RBN - pamiętacie Państwo, swojego czasu media i opozycja polityczna szeroko rozwodziła się nad tym, to ja postanowiłem czegoś dowiedzieć się o przedmiarze.
Przeczytałem, zastanowiłem się, podsumowałem swoją wiedzę i stwierdziłem, że cofnąłem się o 10 lat. Nie pozostało mi nic więcej, jak tylko wystosować apel:
Panie Prezydencie Bronisławie Komorowski, jeżeli będzie Pan chciał czegoś dowiedzieć się o przedmiarze robót, proszę nie korzystać z Wikipedii!!!
Czytając w Wikipedii dwie strony opisu hasła „przedmiar” - z jednej strony stwierdziłem, że wszystko co tam zapisano, jest, a właściwie było prawdą. Można powiedzieć, że jest prawdą, bo jeśli będziemy mówili o przedmiarze robót poza zamówieniami publicznymi, gdzie nie obowiązują obecnie żadne wiążące przepisy, to de facto wszystko co napiszemy będzie prawdą. Jeśli obie strony się tak umówią, to nawet białe może być czarne i czarne może być białe, przecież już to przerabialiśmy.
Autor nawet nie wspomniał o obowiązujących rozporządzeniach dla przedmiaru robót w zamówieniach publicznych (piszę w liczbie mnogiej, bo jak szanowni czytelnicy na pewno wiedzą, w zamówieniach publicznych tak naprawdę mamy do czynienia z dwoma przedmiarami robót). Czytając przypisy bibliograficzne dowiadujemy się, że opracowanie zostało napisane na podstawie publikacji z 1992 i 2000 roku. Chyba nie tylko mnie wydaje się, że publikacje z tamtego okresu dotyczące przedmiarowania trzeba w końcu odłożyć na pawlacz. U mnie tę kwestię rozwiązała pogoda, bo trzymałem je w piwnicy, którą zalało w zeszłym roku, więc już pozbyłem się tego problemu.
Przecież poza obowiązującymi rozporządzeniami mamy "Polskie Standardy Kosztorysowania Robót Budowlanych" wydane przez SKB oraz "Metody Kosztorysowania Robót Budowlanych" wydane przez PZITB oraz WACETOB. W przytoczonych publikacjach poza omówieniem zasad obowiązujących przy zamówieniach publicznych, zaproponowano zasady sporządzania przedmiaru dla pozostałych zamawiających.
Przez chwilkę pomyślałem, że ten tekst pewnie jest już bardzo stary, a nikomu nie chciało się go zmodyfikować, ale ku mojemu zdziwieniu (zgodnie z informacją na stronie Wikipedii) tekst ostatnio modyfikowano 19 lutego 2011 roku.
Ponadto, gdy w podsumowaniu przeczytałem, że w praktyce nomenklaturowo pojęcie przedmiaru jest obecnie stosowane zamiennie z pojęciem kosztorysu ślepego, to oczyma wyobraźni - już prawie oślepłymi od oglądania kosztorysów ślepych, zobaczyłem osoby zlecające mi w zamówieniach publicznych wykonanie go, powołując się na wydruk z Wikipedii trzymany w ręku.
Reasumując, chciałbym przytoczyć cytat ze stopki Wikipedi, wklejony do niniejszego artykułu metodą Ctr+C i Ctr+V, tj.:
"Korzystasz z Wikipedii tylko na własną odpowiedzialność "
Tyle o przedmiarze i mylicie się Państwo, jeśli myślicie, że już nic ciekawego w internecie nie znalazłem. W połowie listopada dzienniki, nie tylko internetowe, pisały o wielkim problemie Chin. Przytoczę tu jeden z tytułów w prasie:
Chiny mają problem! "Jak tu wydać 700 miliardów dolarów?"
Mniej zorientowanym wyjaśnię, że do końca 2011 roku chińska "budżetówka" musiała wydać równowartość 700 mld dolarów, które pozostawały jeszcze na jej kontach. Inaczej wszystkie niewykorzystane środki trzeba byłoby oddać do Pekinu. Ale czy tylko w Chinach?
Jestem przekonany, że nie tylko ja, ale również inni kosztorysanci pod koniec 2011 roku odnotowali znaczny wzrost zamówień na opracowanie kosztorysów ofertowych na niewielkie podprogowe roboty budowlane. Bardzo krótki jest czas przygotowania takich kosztorysów, ustawowo przynajmniej 15 dni, ale w rzeczywistości zanim wykonawca podejmie stosowne informacje i decyzje, a dokumentacja trafi do kosztorysantów, pozostaje mam góra parę dni na ich przygotowanie.
Pisałem już kiedyś o nowej klasyfikacji kosztorysów, tj. na pilne, bardzo pilne i na wczoraj. Tylko jak to się ma do ich jakości oraz co z odpowiedzialnością kosztorysantów za wykonywane usługi? Niestety jakość spada, a odpowiedzialność zostaje.
Opiszę poniżej przypadek z końca 2011 roku, widziany nie tylko od strony kosztorysanta, ale i zamawiającego oraz wykonawcy.
Zamówienie publiczne dotyczyło remontu klatek schodowych, w zakres którego wchodziło wykonanie robót polegających na: skuciu, przygotowaniu powierzchni schodów i korytarzy oraz ułożeniu ok. 220 m2 płytek, 100 m cokołów, 200 m2 wykładziny, wykonaniu i montażu ok. 160 m balustrad ze stali nierdzewnej, wydzieleniu stref ślusarką EI30, wykonaniu instalacji oddymiania i ppoż. oraz 500 m2 robót tynkarskich i malarskich.
Przedmiar robót od potencjalnego wykonawcy otrzymałem w poniedziałek wieczorem, zaś termin składania ofert mijał w czwartek rano. Wykonawca, z którym notabene często współpracuję, stwierdził (cyt.): "No, jak to – dla pana taki kosztorys to drobnostka. Niewiele ponad 30 pozycji kosztorysowych, więc z wprowadzeniem sporo roboty nie ma." Obiecałem, że wieczorem się przyjrzę, bo oczywiście cały SWIZ, STWiORB oraz posiadana przez Zamawiającego dokumentacja była dostępna tylko na stronie internetowej. Jak obiecałem, tak zrobiłem. Wieczorem poświęciłem godzinkę na analizę przedmiotowej dokumentacji i z samego rana zadzwoniłem odmawiając wykonania przedmiotowego kosztorysu ofertowego. Zebranie w ciągu tak naprawdę jednego dnia roboczego ofert na najważniejsze i najdroższe materiały (takie jak – balustrady ze stali nierdzewnej, ślusarka EI30 oraz płytki gres i wykładziny) jest praktycznie niemożliwe. I nie mówię tu o informacji cenowej uzyskanej telefonicznie od pani Joli z hurtowni, a wiążącej oferty cenowej. Wykonawca, któremu zależało na zamówieniu próbował mnie przekonać, że przecież mogę coś przyjąć, że zawsze dobrze wyceniałem, itp. Pewnie, niby to Pytkowski ma być najmądrzejszy na świecie? Tak nie jest i moje dotychczasowe doświadczenia nauczyły mnie, że w kosztorysowaniu ofertowym, przyjmowanie danych cenowych nawet na podstawie innych zrealizowanych inwestycji jest często obarczone dużym błędem, gdyż balustrada balustradzie nierówna, ślusarka podobnie, a o cenach płytek i wykładzin nic nie będę wspominał. Tym bardziej, że Zamawiający tym razem wziął sobie do serca postanowienia ustawy Prawo zamówień publicznych i w STWiORB określił nawet ilość pętelek wykładziny na 1 m2, dokładnie wszystkie wymagane parametry płytek, etc. Bądź tu teraz mądry i dobierz w jeden dzień materiały i uzyskaj ich ceny w postaci oferty w rozumieniu k.c. Niemożliwe - przynajmniej jak dla jednego kosztorysanta - tak na marginesie, też z winy dostawców (nigdy nie wiem, kiedy uzyskam ofertę na zadane zapytanie cenowe; w jednych firmach mam ją już po godzinie, w innych nawet i dwa tygodnie nie wystarczą).
Oczywiście, część kosztorysantów przyjęłaby w takim przypadku tzw. bezpieczny poziom cen, ale w zamówieniach publicznych to nie ma sensu, bo znaleźć się na 7 czy 10 pozycji w "rankingu" firm ubiegających się o udzielenie zamówienia to żaden pożytek dla wykonawcy, a jeśli z dokumentami potwierdzającymi spełnianie warunków ubiegania się o zamówienie nie będzie wszystko w porządku, to i wadium można stracić.
Tyle z punktu widzenia kosztorysanta. Ważne dla nas jest, by odpowiedzialność za to, co robimy, zwyciężyła nad chęcią zarobienia co najwyżej kilkuset złotych (bowiem wykonawca widzi tylko, że jest 30 pozycji kosztorysowych, a nie rozumie, ile czasu trzeba poświęcić na przygotowanie oferty).
W zeszłym tygodniu rozmawiałem z kolegą kosztorysantem, który opowiedział historię jednego z członków naszego SKB. Schemat podobny - szybki kosztorys ofertowy, rozbieżności w dokumentacji, oferta obarczona błędem na kilkaset tysięcy złotych, niestety najkorzystniejsza. Wykonawca i tak wykazał sporą "łaskawość" w stosunku do kosztorysanta, bo przed sądem ubiegał się "tylko" o zwrot połowy kwoty obarczonej błędem, uznając prawdopodobnie częściowo swoją winę. Sąd stanął po stronie wykonawcy i teraz jednego z nas kosztorysantów czeka przynajmniej rok pracy za darmo, by spłacić swoje zobowiązania.
A jak taka szybka realizacja wygląda ze strony wykonawcy.
Tu muszę prosić o troszkę skupienia, bo ważne są terminy. Termin składania ofert określono na 21 listopada; wyboru oferty najkorzystniejszej dokonano 25 listopada, odrzucając jedną ofertę, więc umowa może być podpisana najwcześniej 1 grudnia. Termin wykonania zamówienia - 22 grudnia, czyli równe trzy tygodnie. Czy jest to wykonalne? Moim zdaniem - tylko pod warunkiem, że 1 grudnia (w dniu podpisania umowy) wykonawca będzie posiadał już wszystkie materiały i zatrudni "stado" robotników na każde piętro. Tyle tylko, że co za dużo to niezdrowo i pracownicy będą sobie przeszkadzać, ponadto wykonanie części czynności jest uzależnione od skończenia innych. Nie da się na jednej klatce schodowej jednocześnie malować i rozprowadzać podtynkowo instalacji ppoż., układać płytek i montować balustrady ze stali nierdzewnej. Nie mówiąc już o fakcie, że ciągle będą musiały być „drożne” ciągi komunikacyjne dla pracowników.
Biorąc powyższe pod uwagę, należy się zastanowić, dlaczego w przedmiotowym postępowaniu złożono aż 10 ofert? Wiadomo - zima, roboty remontowe wewnątrz są cenione wśród wykonawców, ale to nie wszystko. Zamawiający w istotnych postanowieniach umowy załączonych do SIWZ określił wysokość kar umownych za każdy dzień zwłoki w wysokości 0,1% wartości umowy. Oczywiście wykonawca, prawdopodobnie zakładając z góry że opóźnienie wyniesie na przykład 30 dni, doliczył sobie 3% wartości zamówienia do ceny ofertowej. Można by powiedzieć, że w takim przypadku i wilk syty i owca cała, gdyby nie jeden drobny haczyk (wędkarze będą wiedzieli, że rozmiaru 10 albo 12), ale czy na pewno nie spory hak? Przecież termin 22 grudnia nie jest przypadkowy - zamawiający posiadał środki finansowe na zrealizowanie zamówienia w 2011 roku. W dniu 30 grudnia musiał je oddać, co prawda nie do Pekinu, bo to nasze polskie realia, ale w prezencie Ministrowi Finansów. Minister się ucieszy, bo mimo wysokiego kursu euro dług publiczny będzie w skali kraju lepiej wyglądał. Mam nadzieję, że w 2012 roku zamawiający będzie miał środki na pokrycie zobowiązań w stosunku do wykonawcy, ale jeśli nawet je zdobędzie pod koniec lutego, to odsetki naliczone z uwagi na opóźnioną płatność pokryją odsetki naliczone z uwagi na nieterminowe wykonanie zamówienia. Ciekawe, prawda?
Oczywiście sugerowany przeze mnie rozwój wydarzeń jest hipotetyczny, a ewentualna zbieżność z sytuacjami prawdziwymi przypadkowa. I nikt mnie nie przekona, że białe jest białe.
Na koniec chciałbym złożyć formalne wnioski, przy czym pewnie nie ma możliwości, by w tym celu powstały komisje śledcze:
1) w trakcie pisania tego tekstu wyłączano mi prąd 12 razy - jeśli ktoś nie wierzy, mogę przedstawić raporty z UPS,
2) wizyty u okulisty są drogie, o okularach nie wspomnę, więc błagam zapomnimy o "ślepnięciu" w kosztorysowaniu, w końcu mamy już 2012 rok,
3) Polska nie Chiny, my swój rozum mamy, może pieniądze nie aż tak wielkie, ale i tak je wydamy, może ....... uda się w 2012 roku.