Ano przyszła kryska na Matyska. Po 25-ciu latach prowadzenia z powodzeniem pracowni kosztorysowej przyszła pora jej likwidacji. Oczywiście nie mam zamiaru zaprzestania tej działalności, ale już jako emeryt uznałem, że pora przenieść jej resztki do własnego mieszkania, tym bardziej że okoliczności, które opiszę niżej, nie sprzyjają kosztownemu utrzymywaniu pracowni. A dobrze pamiętam radość niezapomnianego pana prezesa Henryka Rogali, konstatującego w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia powstawanie takich biur, który pragnąc podnieść ich rangę, zainicjował coroczny ranking! Moje biuro nawet wygrało pierwszy ranking!
Te kiepskie dla biur kosztorysowych okoliczności, to obserwowany od kilku lat poważny spadek zamówień na kosztorysy czy weryfikację rozliczeń.
Przedstawiam dowody
Pierwszy dowód, domniemany, to wyniki rankingu biur kosztorysowych w 2012 r., kiedy po raz pierwszy organizatorzy nie podali rezultatów sprzedażowych zwycięzców. Dlaczego?, przecież co roku podawano wyniki sprzedaży. Czyżby były bardzo marne?
Natomiast drugi, łatwo sprawdzalny, to rezultaty sprzedażowe osiągane przez moją firmę.
Moja firma od początku swej działalności, po relatywnie krótkim rozruchu, osiągała roczną sprzedaż na poziomie ok. 150.000 zł.
Jeszcze w 2008 r. sprzedaż wyniosła 154.942,47 zł! A później było już coraz gorzej i tak:
- 2009 r. – 94.957,45 zł
- 2010 r. – 81.110,44 zł
- 2011 r. – 46.297,02 zł
- 2012 r. – 29.001,36 zł (?!)
Sprzedaży w 2013 r. jeszcze nie obliczyłem, ale nie będzie lepsza od 2012 r.
Oczywiście ważne są koszty uprawiania takiej działalności, a te w przypadku mojej firmy utrzymywały się na poziomie 65% sprzedaży. Natomiast w 2012 r. osiągnęły (po zapłaceniu składki zwanej zdrowotną) poziom bliski 80% kwoty sprzedaży, czyniąc tę działalność bezsensowną! Co najciekawsze – obligatoryjna i wysoka „składka zdrowotna” dla prowadzących działalność gospodarczą emerytów, zapłacona w kwocie 3.140,76 zł/rok, zniosła możliwość zapłacenia podatku dochodowego. Tu wypada zwrócić uwagę na bardzo wysokie składki ZUS płacone przez właścicieli firm kosztorysowych wraz z pracownikami w wieku produkcyjnym.
Oczywiście z tego tytułu nie uzyskałem publicznej obsługi lekarskiej, zmuszony do korzystania z prywatnych przychodni, bo do korzystania z opieki publicznej potrzebne jest znakomite zdrowie, z którym w moim wieku coraz gorzej!
Ktoś może powiedzieć: zestarzałeś się bracie, zacząłeś knocić swoje wyroby, więc nie narzekaj!
Ów miałby rację, gdyby to dotyczyło tylko mojej firmy kosztorysowej, ale przecież i inni prowadzący takąż działalność też przyznają, że doznali podobnych kłopotów. No i ten „tajemniczy ranking” biur kosztorysowych. Bo lepiej nie ujawniać spadków, to przecież szkodzi renomie. Natomiast taki jak ja, starszy pan zaopatrzony w emeryturę, może sobie pozwolić na przesadną szczerość!
Jakie są powody, tego marnego stanu biur kosztorysowych?
Klienci biur kosztorysowych
Zacznijmy od ustalenia, kim byli klienci mego biura. Do najlepszych zaliczam inwestorów publicznych zamawiających w pracowniach projektowych nie tylko komplety kosztorysów inwestorskich w zakresie wszystkich branż budowlanych, ale także zbiorcze zestawienia kosztów, zwane w skrócie WKI.
W zakresie weryfikacji rozliczeń zgłaszali się uczestnicy sporów sądowych. Tych jednak zaczęło ubywać w sytuacji kilkuletnich procesów sądowych, w których sędziowie z punktu nie chcieli się zajmować meritum opinii wydawanych przez „wynajętych przez strony rzeczoznawców”. Wygodniejsi byli powołani przez sądy biegli z tak zwanej „listy”, nie zawsze kompetentni w sprawach kosztorysowania i rozliczeń budowlanych, wykształceni już w wolnej Polsce, a więc tacy, którzy w czasie studiów nie liznęli jak należy kosztorysowania. No bo uczelnie czegoś takiego po prostu nie uczą należycie, a praktycznie wcale. A w firmach czy urzędach, w których ci biegli byli i są zatrudniani, to z kosztorysowaniem bywa podobnie jak w uczelniach technicznych!
A chyba wszyscy wiemy, że:
aby dobrze kosztorysować, trzeba tę czynność wykonywać permanentnie!
Stąd zapewne te wieloletnie procesy!
W tej sytuacji, weryfikacja rozliczeń w sposób naturalny odpłynęła z mego biura kosztorysowego.
Klientami bywali czasem i deweloperzy, ale nie za często. Natomiast jednostki samorządowe zawiadujące nieruchomościami, po kilku latach niepodległości zupełnie zaprzestały udzielania zleceń.
Standardem było kosztorysowe obsługiwanie super i hipermarketów, parków technologicznych, sortowni odpadów komunalnych, budowli podziemnych zaopatrzonych w ścianki szczelinowe, oczyszczalni, palmiarni i wielu innych. Sporo się tego nazbierało.
Jeden z tych „hipermarketów” nawet się obraził, kiedy nazwałem go supermarketem, co zmusiło mnie do ponownego wydrukowania wszystkich stron tytułowych. Masakra!
Niewielką część klienteli stanowili budowniczowie domków jednorodzinnych, ale trudno się temu dziwić, kiedy każdy Polak jest nie tylko lekarzem, ale i znakomitym budowniczym. Najczęściej byli nimi inwestujący w rezydencje w sytuacjach, kiedy po wydaniu pierwszego miliona, stwierdzali mizerny postęp robót. Przybiegali z pytaniem co takiego się stało; a na pytanie – czy posiadali kosztorys, otwierali oczęta ze zdumienia: kosztorys? a po co?, przecież wykonawca uzgodnił w umowie cenę i przyrzekł, że za taką mi wybuduje!
Reasumując, do najpoważniejszych zleceniodawców biur kosztorysowych, moim zdaniem, należy zaliczyć biura projektowe, zwłaszcza architektoniczne, uzyskujące w drodze przetargu zlecenia na inwestycje budowlane publiczne! Ale tu uwaga! – gros uzyskujących te zlecenia, to pracownie projektowe pozyskane/wybrane za najniższą cenę!
No dobrze, wystarczy tych opowieści, pora podjąć próbę ustalenia przyczyn tej zleceniowej degrengolady! A zwłaszcza istotne będzie ustalenie, czy wymienione niżej ważne akty normatywne dotyczące kosztorysowania w ramach zamówień publicznych, stanowiące najważniejsze źródło dochodów biur kosztorysowych, oczekują udziału zawodowego kosztorysanta w roli uczestnika procesu inwestycyjnego? Bo to byłoby (gdyby istniało) zobowiązaniem inwestora publicznego, do korzystania wyłącznie z osób kompetentnych!
A w takiej, oczekiwanej przez prawo sytuacji, dowodem skorzystania z firmy kompetentnej, byłyby nazwa i adres tej firmy, NIP, podpis autora na kosztorysie i wystawiona faktura!
Dochodzenie
Kosztorysant, kto to taki? Jest to po prostu osoba znająca zasady kosztorysowania i posiadająca umiejętność wytwarzania tego rodzaju dzieł.
W rozporządzeniu Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 10 grudnia 2002 r. w sprawie klasyfikacji zawodów i specjalności dla potrzeb rynku pracy oraz zakresu jej stosowania (Dz.U. nr 222, poz.1868) odnajdujemy ten zawód. Ale co najważniejsze, w szeregu oficjalnych publikacji znajdujemy zasobny opis umiejętności jakie powinien posiadać zawodowy kosztorysant! Najczęściej kosztorysantami bywają inżynierowie lub technicy, którzy po odbyciu stosownych praktyk na budowie i w projektowaniu, na drodze pobrania nauki od starszych koleżanek czy kolegów, podjęli praktykę w kosztorysowaniu i po jakimś czasie (najczęściej 2-3 lata) osiągnęli zadowalający poziom umiejętności czy skuteczności.
No bo nie można traktować poważnie pozyskania tej umiejętności na studiach technicznych, po 15 godzinach (lekcyjnych) wykładów w ramach jednego semestru, realizowanych w systemie zwanym bolońskim.
Prowadząc poprzez NOT/PZITB od dziesiątków lat wykłady na kursach kosztorysowania miałem bardzo wielu słuchaczy - absolwentów politechnik, którzy pomimo młodego wieku dobrze wiedzieli, że budować bez kosztorysowania się nie da!
A dlaczego tego nie wiedzieli i ciągle nie wiedzą ich politechniczni nauczyciele, tego nie podejmuję się ustalić! Może nowiutka pani minister nauki tego ustalenia popróbuje?
Jest to więc bardzo ważny zawód! Tymczasem w aktach normatywnych regulujących kosztorysowanie w zamówieniach publicznych nie odnajdujemy kosztorysanta.
Natomiast w ustawie Pzp zawarto postanowienia tej treści:
Art. 33.1 Wartość zamówienia na roboty budowlane ustala się na podstawie:
- kosztorysu inwestorskiego sporządzanego na etapie opracowania dokumentacji projektowej albo na podstawie planowanych kosztów robót budowlanych określonych w programie funkcjonalno-użytkowym, jeżeli przedmiotem zamówienia jest wykonanie robót budowlanych w rozumieniu ustawy z dnia 7 lipca 1994 r. – Prawo budowlane.
- planowanych kosztów prac projektowych oraz planowanych kosztów robót budowlanych określonych w programie funkcjonalno-użytkowym, jeżeli przedmiotem zamówienia jest zaprojektowanie i wykonanie robót budowlanych w rozumieniu ustawy z dnia 7 lipca 1994 r. – Prawo budowlane.
W ustawie Pzp, jak i w rozporządzeniach wykonawczych z delegacji rzeczonej ustawy, nie znajdujemy osoby kosztorysanta, a jedynie kosztorys, co prowadzi do wniosku, że kosztorys powinien zaistnieć, a nie postanowiono, kto może być autorem tego dokumentu.
Bo nie wiadomo kto? A więc może ten, kto ma na to ochotę? Wprawdzie w kolejnym rozporządzeniu Ministra Infrastruktury odnajdujemy ważną część kosztorysu, jaką jest przedmiar stanowiący integralną część dokumentacji projektowej, ale bez wskazania autora tej części.
Ten zapis być może, ma prowadzić do wniosku, że autorem przedmiaru będzie projektant po 15 godzinach wykładów w systemie bolońskim, czego chyba nie można traktować poważnie. Krótko mówiąc – kosztorys w aktach normatywnych dot. zamówień publicznych funkcjonuje, natomiast w żadnym z tych dokumentów nie odnajdujemy zawodowego kosztorysanta.
Skutki opisanego stanu rzeczy
W opisanej sytuacji, formalnego braku oczekiwań dotyczących kwalifikacji osób uprawnionych do kosztorysowania, powstały wspaniałe rynki usług kosztorysowych świadczonych na czarno i na szaro.
Rynek czarny
Kosztorysy opracowuje ktoś, za bardzo marne pieniądze, natomiast podpisuje je projektant! Nie winię tu projektanta, który pozyskał zlecenie za najniższą cenę, za którą z trudem musi jeszcze opłacić projektantów innych branż. Projektanci innych branż budowlanych nie mogą swych usług wykonać na czarno, bo przecież muszą podpisać imieniem i nazwiskiem swoje dzieła. Natomiast kosztorysanci branży zasadniczej i pozostałych już nie muszą, a lepsze dla najtańszego projektanta jest zapłacenie kosztorysantowi 500-900 zł na czarno od 2.000 zł na fakturę i to jeszcze plus VAT!
Rynek szary
Kosztorysy opracowuje ktoś, a podpisuje ciocia Klocia z zawodu manikiurzystka i wystawia rachunek w ramach umowy o dzieło. Dzieło manikiurzystki cioci Kloci! Czy prawo zabrania cioci Kloci wytwarzania kosztorysów? Nie, nie zabrania!! Oczywiście cena i jakość dzieł szarej cioci Kloci bywają podobne do cen i jakości „dzieł” czarnego autora.
Pytanie i odpowiedź
Dlaczego te dwa rynki kosztorysowe - czarny i szary tak wspaniale funkcjonują?
Dlatego, że powodem wspaniałej kariery tych rynków jest nędza pracowni projektowych pracujących za najniższą cenę
Kim do licha jest ten ktoś?
Ktosiami, czyli „czarnymi” lub „szarymi” kosztorysantami, są najczęściej pracownicy różnych instytucji czy firm rządowych i samorządowych, dorabiający do pensji. Nie zawsze marnej! Tworzą oni swoje dzieła na sprzęcie i oprogramowaniu służbowym. Ceny pobierają z zakupionych przez instytucje sekocenbudów, intercenbudów, orgbudów, bistypów itp.
A potem firmy - autorki oprogramowań i notowań cenowych, rwą sobie włosy z głowy, konstatując bardzo poważne spadki sprzedaży!!
Dzieła wytwarzane w powyższy sposób, nie mogą być najwyższej jakości, bo są sporządzane w panice! Bo co to będzie, jak ktoś „niepowołany” wlezie do mego pokoju i spojrzy na zawartość służbowego biurka, nie wspominając o ekranie komputera?!
Implikacje
Zdarza się, że taki „czarny/szary kosztorysant”, zatrudniony „na posadzie” analizuje złożone oferty i dokonuje wyboru przyszłych realizatorów robót w oparciu o kosztorys inwestorski wykonany osobiście! Oczywiście podpisany przez najtańszego projektanta, lub ciocię. Pamiętamy ciocię Klocię - manikiurzystkę. Nierzadko, najpewniej z sympatii do oferenta, opracowując za niego kosztorys ofertowy.
W opisanej sytuacji chyba powstają tak zwane konflikty interesów, czy może nie?
Wnioski
Zastanówcie się nad tym, o czym wyżej, o Autorzy kolejnej sto pięćdziesiątej czwartej nowelizacji ustawy Pzp.
Zważcie do czego nas prowadzi „kryterium najniższej ceny w projektowaniu” i pomijanie w postanowieniach aktów prawnych „zawodowego biura kosztorysowego”, formalnie funkcjonującego i co najważniejsze płacącego podatki i składki ZUS!
I jest to jest pierwsza grupa powodów, która doprowadziła do upadku mego biura kosztorysowego, a może niebawem i innych.
Oczywiście jakość takich „czarnych/szarych kosztorysów” jest taka jak ich cena.
Ale pal licho te biura kosztorysowe, przecież w opisany wyżej skandaliczny sposób, powstają „dzieła” określające koszty realizacji budowlanych za publiczne pieniądze!!
Odpowiadając na zadane na wstępie pytanie, czy wymienione wyżej akty normatywne oczekują kosztorysów inwestorskich opracowanych kompetentnie?
Odpowiadam: NIE OCZEKUJĄ!
A czego oczekują?
– Jakiegoś tam kosztorysu, który zgodnie z przepisami powinien zaistnieć!
Czy w opisanej sytuacji biura kosztorysowe mają szanse istnienia, bo o rozwoju nie wypada wspominać?
Na to pytanie, mam nadzieję, odpowiedzą sobie Szanowni Czytelnicy!
Smutkiem mnie napawa fakt, że ja, stary majster, ba, od wielu lat rzeczoznawca SKB i PZITB, powinienem mieć pracownię i ze sześciu czeladników do czasu aż politechniki zrozumieją potrzebę nauczania kosztorysowania.
Tylko kto ma tam uczyć, jak mamy w kraju tylko ok.10 doktorów inżynierów znających ten przedmiot i o zgrozo absolutnie niehabilitowanych! W tym wielu już bardzo siwych, co podkreślam!
Przed chwilą, otrzymałem BzG nr 4/2013, a tam odnalazłem artykuł pp. dr hab. inż. Edyty Plebankiewicz i dr. inż. Krzysztofa Zimy, z którego dowiedziałem się, że na Politechnice Krakowskiej od 20 lat uczą kosztorysowania i to w wymiarze 15 godzin wykładów tygodniowo + 15 godzin ćwiczeń, a więc moje narzekania w sprawie lekceważenia tego przedmiotu nie dotyczą tej uczelni.
Owe 15+15 godzin tygodniowo, to chyba pomyłka?! W takiej sytuacji zgłębianie sztuki kosztorysowania zdominowałoby studia, co nie byłoby błędem. Mielibyśmy co roku kilkunastu może nienajlepszych architektów i konstruktorów budowlanych, ale świetnie przygotowanych kosztorysantów. Z dalszej części artykułu jednak wynika, że to najpewniej nie 30 godzin tygodniowo, a na 5 lat studiów tylko 30 godzin.
Więc chyba mam prawo wyciągnąć wniosek, że moje lamenty w tej sprawie są uzasadnione!
Niezapomniany mgr inż. Ludwik Wojnar opowiadał mi przed laty, że przed wojną na Politechnice Warszawskiej poświęcano kalkulacji kosztorysowej 6 semestrów!
No i na koniec, wypada skorygować, podaną wyżej błędnie, ilość kosztorysujących doktorów inżynierów:
10 niehab. + 1 hab. = dobrze?
Chyba nie za bardzo, za jakieś 20-30 lat może będzie lepiej!!
A jak już będzie lepiej, to czy w dalszym ciągu będzie mogła kosztorysować, a ściślej podpisywać kosztorysy, ciocia Klocia świetna manikiurzystka?
Zapisałem prawie pięć stron, a dobrze wiem, że przydługie teksty są niechętnie czytane.
Dlatego, drugą grupę powodów klęski biur kosztorysowych omawiam w następnym tekście („Design&Building, czyli inwestycje na ślepo”). Klęski wynikającej z art.31.1.2 (w ustawie Pzp oczywiście).