Pod szerokim pojęciem transformacji energetycznej kryje się – w uproszczeniu – wielotorowe dążenie do obniżenia śladu węglowego, czyli emisji do atmosfery dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, z jakimi mamy do czynienia podczas produkcji, budowy i eksploatacji budynków. Ma to związek ze strategią europejskiego Zielonego Ładu, który zakłada osiągnięcie neutralności klimatycznej w sektorze budownictwa do 2050 roku. Pierwsze poważne zmiany planowane są już na rok 2030. Tymczasem kuluarowe rozmowy w branży nie nastrajają optymistycznie. W przepisach jest mnóstwo niedopowiedzeń, luk i chaotycznych, często sprzecznych informacji. Brakuje interdyscyplinarnego porozumienia oraz ujednoliconych wytycznych w zakresie choćby finansowania, a pośpiech tylko komplikuje sprawy.
Budownictwo zeroenergetyczne i bezemisyjne
Od stycznia 2030 r. wszystkie nowe budynki mają charakteryzować się bardzo wysoką efektywnością energetyczną, minimalnym zapotrzebowaniem na nieodnawialną energię pierwotną potrzebną do ogrzewania, a także brakiem emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych z paliw kopalnych. Osiągnięcie takiego statusu wymaga wprowadzenia zmian na poszczególnych etapach realizacji inwestycji, od urbanistyki i projektowania budynków, przez wykonawstwo, po eksploatację. Niezbędne jest również zbudowanie odpowiedniej świadomości społecznej. Na razie rynkiem rządzi cena i większość wyborów konsumenckich opiera się na kosztach doraźnych, które nie są miarodajne w perspektywie 20-30 lat, stąd liczne kampanie promujące rozwiązania ekologiczne, w tym termomodernizację czy OZE, dla których uzasadnieniem jest nie tyle ekologia, co... niższe rachunki.
Dla ułatwienia i usprawnienia procesu transformacji, planowane jest wprowadzenie klas efektywności energetycznej budynków od A+ do G na podstawie zużycia energii pierwotnej. Zgodnie z zapowiedziami Ministerstwa Klimatu i Środowiska, w klasie energetycznej A dla nowych budynków jednorodzinnych dopuszczalny poziom EP wyniesie 63 kWh/(m2.rok), a dla budynków mieszkalnych 58 kWh/(m2.rok). Tutaj warto podkreślić, że potrzebna jest weryfikacja tego, jak naprawdę pracuje budynek, czy wskaźnik rocznego zapotrzebowania na nieodnawialną energię pierwotną EP ze świadectwa charakterystyki energetycznej jest zgodny z jej rzeczywistym zużyciem.
W niekomfortowej sytuacji są deweloperzy, którzy tkwią między przepisami narzucającymi kosztogenne rozwiązania, a realnymi, coraz bardziej ograniczonymi możliwościami finansowymi inwestorów. Proponowane przedstawianie wysokiej klasy energetycznej jako atutu może, ale nie musi wspierać sprzedaży, przynajmniej dopóki alternatywą są wciąż legalne mieszkania o gorszym standardzie energetycznym, ale za to tańsze.
Mówiąc o budownictwie zeroemisyjnym, nie sposób pominąć urządzeń wykorzystujących OZE. Ich udział ma być uwzględniany w rocznym zapotrzebowaniu na energię końcową budynku. I tutaj otwierają się ciekawe perspektywy dla technologii pomp ciepła oraz innych odnawialnych źródeł energii. W wyniku koncentracji na promowaniu efektywności energetycznej i związanych z nią zmian w dyrektywie EPDB stają się one kluczowe w procesie transformacji energetycznej budynków, a dzięki temu cenne dla odbiorców końcowych.
Określanie śladu węglowego oraz dekarbonizacja branży
Wyrażony jako ekwiwalent dwutlenku węgla na jednostkę funkcjonalną produktu, ślad węglowy określa emisję gazów cieplarnianych (m.in. dwutlenku węgla, metanu, podtlenku azotu) podczas pełnego cyklu życia produktu. W Polsce na razie nie ma obowiązku podawania śladu węglowego w projektach budynków, choć coraz częściej w przetargach, zwłaszcza publicznych, pojawiają się takie wymagania. Określenie śladu węglowego jest też obligatoryjne w przypadku większości kontraktów zagranicznych. Dlatego coraz więcej przedsiębiorców, zwłaszcza działających na dużą skalę, z wyprzedzeniem podejmuje wyzwanie i zaczyna ślad węglowy liczyć. Co więcej, wdrażane są działania mające na celu jego obniżenie – w procesach produkcyjnych używa się surowców pochodzących z recyklingu, w zakładach odzyskuje się wodę i ciepło, ogranicza się obciążenie transportem, wprowadza piece hybrydowe i elektryczne, montuje się instalacje fotowoltaiczne i pompy ciepła. Producenci niejako wymuszają też takie działania na swoich dostawcach komponentów, bo to oni w dużej mierze generują ostateczny ślad węglowy produktu.
Jakie kwestie stanowią trudność dla polskich przedsiębiorców budowlanych? Przede wszystkim brak standaryzacji. Ślad węglowy powinien być uwzględniany na świadectwach charakterystyki energetycznej dla nowych budynków i w deklaracjach środowiskowych EPD. W „Rozporządzeniu w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie” potrzebny jest nowy dział zrównoważonego budownictwa, z określeniem metodologii liczenia śladu węglowego budynków.
Brakuje też instrumentów finansowych promujących rozwiązania niskoemisyjne. Na razie zakupy mniej emisyjnych materiałów są kłopotliwe i zwyczajnie drogie. Realnym problemem jest również kwestia zmiany materiału przez wykonawcę lub inwestora już na etapie budowy. Producenci mają tego świadomość i trudno się dziwić ich wątpliwościom. Są obligowani przepisami do sporządzania w akredytowanych laboratoriach certyfikatów kosztujących dziesiątki czy niekiedy setki tysięcy złotych, co przekłada się na wyższy koszt materiałów, a finalnie na inwestycję trafiają wyroby tańsze z certyfikatami zewnętrznymi. Problematyczna staje się także opieszałość producentów, którzy czekają z deklaracjami środowiskowymi na odgórny przymus. To wstrzymuje podmioty od nich zależne – przykładowo deweloper nie jest w stanie podać śladu węglowego wbudowanego, jeśli nie otrzyma danych od producenta okien, ten z kolei czeka na dostawcę profili itd.