Tylko pozornie to, że od czasu do czasu każdy musi odświeżyć swoją szafę: pozbyć się starych ubiorów, a potem trochę poszaleć po sklepikach, czy centrach handlowych, aby zakupić nowe stroje, niewiele ma wspólnego z branżą mi bliską – budowlaną. Spytacie Państwo dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta, wręcz oczywista – w naszym zawodzie wszystkie te „przybytki” to przecież nic innego jak budynki, a lata spędzone w branży sprawiły, że zakupy jako takie często schodzą na plan dalszy, a na czoło wysuwają się przede wszystkim: ciekawa bryła, układ architektoniczny, użyte materiały, sposób i jakość wykończenia budynku. Nasuwają się też pytania, jak długo trwała budowa, z jakimi problemami borykali się inwestorzy, czy wykonawcy… Ot takie, można by rzec, zboczenie zawodowe. Ponieważ niedawno pożegnaliśmy stary rok, postanowiłem zrobić budowlaną retrospekcję.

Każdy, kto uczestniczy w procesie budowlanym doskonale wie ile trudu, czasu, nerwów nas kosztuje, by dobrze wykonywać swoją pracę, tak, by każdego dnia (nie tylko w chwilach przełomowych, gdy dokonuje się bilansów) móc kłaść się spać z poczuciem solidnie i rzetelnie wykonanego obowiązku.
W takich chwilach przychodzi nie tylko czas na refleksje, ale też na składanie sobie życzeń i przyrzekanie poprawy, deklarowanie na przyszłość.
A oto ogólnie znane noworoczne postanowienia i życzenia dla inwestorów, wykonawców, kierowników budów, inspektorów nadzoru i wszystkich tych, którym na sercu leży dobro budownictwa.

 

 

I.

Po pierwsze… Właśnie, od czego by tu zacząć – może od fundamentów, to na nich przecież opiera się cała budowla. Tylko, że nie chodzi o te z betonu, bloczków, czy innych materiałów lecz o te, które rodzą się w głowie, a później przelewane są do komputerów, do różnego typu programów architektonicznych, konstruktorskich, by w ostatecznym rozrachunku trafić na papier jako projekt. Tak, niestety w ubiegłym roku jak zawsze było trochę projektów, o których jak najszybciej chciałoby się zapomnieć, takich do których przez cały czas trwania inwestycji trzeba było nanosić poprawki i uzupełnienia. Za takie projekty dziękujemy i prosimy o staranne, pozwalające bez większego bólu głowy przeprowadzić proces inwestycyjny. Dobry projekt – to dobry (bijemy się w piersi za czasami gorszy) kosztorys, czyli nic innego jak poprawne określenie kosztów inwestycji, co z kolei pozwala inwestorowi na zabezpieczenie środków finansowych w trakcie realizacji inwestycji, a to w ostatecznym rozrachunku da oczywiście zadowolenie wykonawcy, który tak ładnie wszystko wykonuje. To, jak sądzę, fundament każdej inwestycji – projekt, wycena/kosztorys i pieniądze. Oczywiście nie możemy zapominać o tych, którzy będą realizować naszą inwestycję – wykonawcach i tych, którzy będą nadzorować postęp prac – oni wkraczają do akcji właśnie teraz…

 

 

II.

Czyli czas na fundamenty – tym razem te betonowe. By je wykonać niezbędny jest oczywiście odpowiedni wykop – wytyczenie miejsca ich posadowienia. Tu kłaniają się geodeci z aktualnymi mapkami sytuacyjnymi, którzy dokładnie wytyczą teren budowy z poszczególnymi odcinkami wykopów. Niestety z tą aktualnością dokumentacji różnie bywa. W terenie silnie zurbanizowanym, o dużym zagęszczeniu różnego typu linii wodociągowych, kanalizacyjnych, energetycznych itp. nietrudno o jakąś awarię ww. linii zarówno dzięki korzystaniu z nieaktualnej mapy, jak i przy nieumiejętnym wykorzystaniu sprzętu do kopania. Doskonale wiemy, że wszędzie tam, gdzie planujemy duży wykop, użyjemy sprzętu ciężkiego, o jak największych parametrach przerobu. Nieraz już widziałem tryskającą na kilkanaście metrów w górę wodę z rurociągów bowiem albo koparka zahaczyła o rurę, albo osuwająca się ziemia spowodowała rozszczelnienie instalacji. Czy była to wina operatora, czy nienaniesiona „linia” na mapie? Różnie to w praktyce bywa. Fakt jest często i taki, że służby wodociągowe mają problemy ze znalezieniem odpowiednich zasuw celem odcięcia wody i jej metry sześcienne zalewają nasz wykop na samym starcie, powodując opóźnienie inwestycji.

 

 

III.

Gdy już uporamy się z wykopami i posadowimy fundamenty, nie zapominajmy o odpowiedniej izolacji – pionowej i poziomej, przeciwwodnej i cieplnej. Ileż to mamy budynków, w których już po ich oddaniu do użytku, musimy odkopywać fundamenty celem wykonania ponownej izolacji, gdyż ściany „podciągają” wodę lub następuje przemarzanie fundamentów. Bywa, że mamy już gotowe opaski, chodniki i zewnętrzną architekturę, a tu taka przykrość; w dodatku przy pracach tych łatwo o uszkodzenie elewacji. Koszty – niepotrzebne koszty, a wystarczyło przyłożyć się do prac, zastosować dobre materiały - bez oszczędności, które doprowadzają do strat. Co prawda, z punktu widzenia użytkownika jakieś tam fundamenty nie mają najmniejszego znaczenia; dla niego dopiero brzydkie wykwity na ścianach i posadzkach najczęściej świadczą o niepoprawnej izolacji. A wtedy jest już za późno. Woda nie wybacza i zawsze znajdzie najsłabsze ogniwo, by przerwać je i „wkroczyć” do budynku. Zróbmy więc izolację jak należy, sprawdźmy wszystkie możliwe słabe jej punkty, by mieć „200%” pewności, że po zasypaniu wykopu za jakiś czas nie spotka nas niemiła niespodzianka.

 

 

IV.

Skoro mamy już dobre podstawy, nie pozostaje nic innego, jak piąć się w górę z murami. Obecnie na ich konstrukcję wykorzystuje się materiały ceramiczne, stal czy też żelbet. Wydawałoby się, że czasy krzywych ścian, braku odpowiednich kątów w budynkach minęły bezpowrotnie, ale nic z tego - te błędy wciąż pokutują w naszych budowlach. Nieważne jaki materiał, a problem wciąż ten sam: jak zrobić prosto, tam gdzie ma być prosto i dostać odpowiednią krzywiznę, tam gdzie to wymagane. Cóż tu dużo mówić: to, że mamy krzywe ściany to nie wina trzęsień ziemi, czy trąb powietrznych - to ewidentna skucha wykonawców. Jak później poprawnie wykonać roboty wykończeniowe, jeśli ściana „faluje”? Firmy różnie sobie z tym radzą. Niestety najgorzej wygląda sytuacja dla budownictwa mieszkaniowego. Tu najczęściej spotykamy się z brakiem reakcji inwestora na błędy wykonawcze (w sytuacjach ekstremalnych najwyżej trochę obetnie się wynagrodzenie wykonawcy), natomiast docelowy klient ma sobie radzić sam. Kupujący mieszkanie najczęściej nie zna się na budownictwie, a umęczony zdobywaniem kredytu jest szczęśliwy, że wreszcie udało mu się zdobyć upragnione lokum. Rozczarowanie przychodzi później, gdy okazuje się, że trzeba zamówić stolarza, by ten zrobił meble na wymiar, gdyż ściany nie trzymają pionu (a czasem – i linii prostej) i nijak nie wpasujemy w nie typowych mebli. A co w sytuacji, gdy inwestor, czy inspektor nadzoru nakazuje poprawienie krzywizn? Narzuca się wtedy centymetry gipsu, przykleja płytę gipsowo-kartonową, tak by wyglądało poprawnie. To generuje koszty, wydłuża czas pracy, bije po kieszeni.
Jak z kolei wytłumaczyć i rozliczyć wykonawcę, który wykonuje elewację systemową, np. z płyt ceramicznych, na ścianie gdzie „odchyłka” w pionie sięga kilkunastu centymetrów. Wykonawca taki traci mnóstwo czasu i materiału na poprawne przymocowanie konstrukcji pod przyszłe płyty elewacyjne. Jeśli wejdziemy na taką „minę” – w gruzy upadają wszelkie harmonogramy i przyszłe zlecenia – trzeba naprawiać to, co zepsuł ktoś inny. Jedynym ratunkiem przy pracach tego typu jest zastrzeżenie, że „wchodzimy” na odpowiednio przygotowane stanowisko pracy – takie, które nie powoduje dodatkowych nakładów czasowych i materiałowych. W innym przypadku nasza oferta cenowa powinna być na nowo skalkulowana. Jak to wygląda w rzeczywistości? Albo mamy trudności z uzyskaniem dodatkowych funduszy na poprawienie błędów poprzedników, albo robimy to co do nas należy, ale też z mniejszą starannością (niestety może grozić to nieodebraniem prac i koniecznością wykonania poprawek), albo nie podejmujemy się zadania i szukamy czegoś przygotowanego poprawnie. Zresztą elewacje są prawdziwą zmorą, a to kolor, a to właściwości użytych materiałów, a to niechlujne wykonanie. Teoretycznie wszystko da się określić dla materiałów przy pomocy danych technicznych, jak jednak pokazuje życie teoria teorią, a praktyka idzie swoją drogą. Nie po raz pierwszy i nie ostatni wychodzi na to, że wciąż powodem największej liczby niedokładności, czy pomyłek jest człowiek. Stąd mamy elewacje o różnych odcieniach, mamy spadające tynki, gdyż ktoś nie doczytał wymagań dotyczących stosowania materiałów, mamy niekończące się pasmo poprawek.
Zapytajmy w tym miejscu co robi nadzór – kierownik budowy? Jak to mówią: robi co może; jeżeli tylko nie osiwiał i nie wyłysiał jeszcze, to najczęściej prowadzi kilka budów, by więcej zarobić, a rzeczywisty nadzór przejmują majstrowie, czy świeżo upieczeni absolwenci uczelni bez żadnego doświadczenia na budowie. Nie mogą zapominać, że w przypadku, gdy coś pójdzie nie tak, to właśnie na nich spadnie największa odpowiedzialność za niepowodzenie (katastrofę?).
Drążąc temat elewacji – w końcu to ona bardzo często rzutuje na to, czy wejdziemy do budynku, czy też nie. To właśnie chodząc po centrach handlowych, szczególną uwagę zwracamy na olbrzymie połacie szklanych elewacji, świetlików, dachów, całe przeszklone witryny sklepów. Nagromadzenie takiej ilości tafli szklanych, czy to pojedynczych szyb, czy zespolonych, narzuca pytanie, czy to wszystko razem jest bezpieczne? Szkło to oczywiście też materiał budowlany (nie tylko butelki do i po napojach różnej maści) i z nim należy odpowiednio obchodzić się i prawidłowo stosować. O tym, czy faktycznie przewidziano i wykorzystano prawidłowo właściwości szkła można się przekonać, gdy pękną szklane drzwi, a my pokaleczymy się o nie dotkliwie. Zorientujemy się, czy zastosowano antyrefleksyjne szkło, gdy wyblakną (bądź nie) nasze przedmioty na mocno nasłonecznionej wystawie. Sprawdzimy nasze wydatki za ogrzewanie, gdy zamiast szyb o dobrych właściwościach termicznych zastosowaliśmy kiepskie, bo chcieliśmy ciut zaoszczędzić przy budowie. Również odpowiedni rodzaj szyb, a raczej połączenie szyb o różnych właściwościach, zapewni z kolei odpowiedni komfort w upalne dni, nie nadwyrężając zbytnio klimatyzacji. O tym, by zastosować odpowiedni typ szyb, w zależności od umiejscowienia budynku względem stron świata, musi oczywiście pamiętać projektant, ale i wykonawca nie może także pomylić się przy ich montażu…[1]
A co z takimi kwiatkami jak rysy na ścianach, sufitach, pękniętych podłogach?
Zdarza się. Tu znowu złym doradcą jest pośpiech, błędy montażowe, zastosowanie nieodpowiednich materiałów. Z kolei brak lub złe rozmieszczenie dylatacji poziomych i pionowych skutkuje pękaniem płytek na podłogach i ścianach.

 

 

V.

Docieramy wreszcie do dachu i tu niestety również znajdziemy miejsce na błędy – powodem może być np. zbyt cienka izolacja niezapewniająca odpowiedniej ochrony przed ciepłem i zimnem, czy wreszcie powłoki przepuszczające wodę albo nieodpowiednie opierzenia.

Oczywiście końcowy efekt naszych działań – obiekt zgodny z naszymi oczekiwaniami to cel, do którego powinnyśmy dążyć, ale nie można tego robić za wszelką ceną. Nie należy bowiem zapominać, a zdarza się i to, że w całym tym galimatiasie budowlanym jest umiejscowiony człowiek. Póki co w naszej branży jeszcze długo ludzkie ręce będą niezastąpione, a pracownik, który przebywa na placu budowy niekiedy i po kilkanaście godzin dziennie musi mieć zapewnione zarówno odpowiednie warunki pracy, jak i odpoczynku. W praktyce to właśnie przemęczenie najczęściej sprawia, że o wiele łatwiej popełnić najprostszy błąd, który może skutkować daleko idącymi konsekwencjami. Jednocześnie, znając ułańską fantazję Polaków, cały czas musimy pamiętać o odpowiednich zabezpieczeniach wykopów, prac na wysokości, zapewnieniu bezpiecznego przeładunku, składowania materiałów i bezwzględnym pilnowaniu przestrzegania przepisów BHP – moment nieuwagi i o nieszczęście nietrudno.

Można jeszcze długo opisywać poszczególne elementy i stopnie procesu budowlanego, przytaczając jeszcze wiele tym podobnych „kwiatków”, które każdego miesiąca, tygodnia, czy nawet dnia działy się w minionym roku na budowach naszego kraju. Ja życzę jednak, by prawdziwe kwiatki to każdy mógł zerwać sobie w ogródku lub kupić w kwiaciarni, natomiast na budowie - by rosły funkcjonale, bezpieczne, cieszące oko budynki.

 

 

 

[1] przyp.red. – Osoby zainteresowane zastosowaniem szkła w budownictwie zapraszamy do zapoznanie się z artykułem J. Malińskiego „Wdrażanie ...”.